Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/469

Ta strona została przepisana.
471
JAN III SOBIESKI.

skiego, aby mu zanieść wiadomość od Sassy i oblężonych.
— Nazywają cię czerwonym Sarafanem, — rzekła Jagiellona do niego, — powiedz mi, czy tak się nazywasz?
Sefan skinął głową.
— Jak się nazywał twój ojciec? Jeśli ci życie miłe, odpowiedz!
— Mój ojciec, Dorowski, nazwał mnie Sefanem.
— Gdzie jest ojciec twój, Dorowski? — zapytała Jagiellona.
— Czyż ja wiem? Wozi drzewo do Warszawy.
— Masz medalik na piersi. Sefanie skąd go dostałeś?
Czerwony Sarafan spojrzał naprzód na medalik, a następnie na Jagiellonę.
— Miałem go zawsze, — odpowiedział.
— Czy znałeś starego Stefana? — zapytała księżna.
Sarafan skinął głową.
Stary Stefan nie żyje, — rzekł, — przychodził on do mego ojca Dorowskiego.
Jagiellona patrzyła ponuro na śmiejącego się Sarafana. Nie miała wprawdzie jeszcze pewności, że jest on jej synem, gdyż stary Wołoch mógł zdjąć medalik ze zmarłego i darować synowi Dorowskiego, ale głos wewnętrz ny jej mówił, że zaszła tu zamiana, że stary Wołoch ocalił tego, którego miał pod strażą.
— Czy wiesz, gdzie byłeś, nim się dostałeś do ojca Dorowskiego? Przypomnij sobie, Sefanie!
— U starego Stefana w piwnicy, — odpowiedział, — hm! zdaje mi się, że to był tylko sen!
— Siedziałem w piwnicy, na łańcuchu. Stary Stefan przynosił mi jeść i pić, ale szczury z tego dostawały więcej, niż ja. Strach mi było w nocy, ale stary Stefan nie zabrał mnie stamtąd, chociaż jęczałem i prosiłem się. Nagle obudziwszy się, byłem w chacie u ojca Dorowskiego. Często jednak śnił mi się łańcuch, który chrzęścił, szczury, które chciały mnie gryźć i okropne podziemie.
— I stary Stefan przychodził cię od wiedząc? — zapytała Jagiellona.
— Rzadko. Potem nie widywałem go wcale.
— Dlaczego nie zostałeś u ojca Dorowskiego? Czerwony Sarafan wstrząsnął głową i roześmiał się.
— Musiałem odejść, — rzekł — na świecie lepiej.
Oglądał się niespokojnie za wyjściem.
— I teraz chciałbym wyjść! Czy możesz mnie puścić?
Jagiellona nie odpowiedziała. Patrzyła na to szczególne, nędzne stworzenie, które było jej synem. Nie mogła już teraz wątpić, że czerwony Sarafan, widmo wojny, był tym, któremu dała życie! Stary Wołoch oszukał ją! Ocalił on życie chłopcu, a jakiegoś zmar łego położył na jego miejsce.
Czyliżby Dorowski wiedział coś o pochodzeniu chłopca, którego przyniesiono do niego przed laty? Czyliżby stary Stefan odkrył mu przed śmiercią tajemnicę?
Czerwony Sarafan nic nie wiedział o swojem pochodzeniu. Umysł jego skutkiem nieludzkiego obejścia, niedostatku i długiej choroby tak ucierpiał, że był prawie obłąkany, a śmiech jego, był śmiechem prawdziwego waryata. Nie domyślał się on, co się działo w tej chwili w duszy tej, w której mocy się znajdował, nie domyślał się, że miał przed sobą swoją matkę. A ta mat-