i nieraz mówił do tych, co go otaczali, że nie chciałby być w skórze tych odstępców.
Pewnego niepogodnego, dżdżystego wieczoru, zbliżył się do obozu polskiego jakiś człowiek w ubiorze wieśniaka lub drwala.
Czaty zewnętrzne zawołały go.
Stanął i czekał, aż dowódca placów ki zbliżył się do niego.
— Pragnę iść do kapitana Wychowskiego! — rzekł wieśniak, — proszę mnie zaprowadzić!
— Chcesz się zaciągnąć, nieprawdaż? Weźcie go i dajcie mu odzież i broń, — rzekł dowódca.
Żołnierze przybiegli do wieśniaka.
— Idźcie precz! — zawołał, — zaprowadźcie mnie do kapitana Wychowskiego! Potrzebuję się z nim widzieć!
— Co sobie myślisz? Jak możesz się widzieć z kapitanem! — odpowiedział dowódca, — gdybyś był żołnierzem, to co innego! Czego chcesz od kapitana?
— Powiedzcie mu tylko, że przyszedł Dorowski, a usłyszycie, co wam powie.
Żołnierze zaprowadzili Porowskiego do najbliższego posterunku, skąd wysłano posłańca do obozu, ażeby oznajmił kapitanowi Wychowskiemu, iż jakiś wieśniak z ważnem doniesieniem przybył do obozu i chce je osobiście tylko jemu powierzyć.
Adjutant króla usłyszawszy nazwisko Dorowskiego, przypomniał je sobie natychmiast i domyślił się, że tu idzie o tajemnicę względem syna Jagiellony.
Porowski musiał się coś o nim dowiedzieć i przyszedł uzupełnić zeznanie, złożone niegdyś w kościele.
Wychowski udał się natychmiast do króla.
— Ważna wiadomość, najjaśniejszy panie, — rzekł, — wieśniak Dorowski przybył właśnie do obozu.
Sobieski pomyślał chwilę, aby przypomnieć sobie nazwisko.
— Dorowski, najjaśniejszy panie, wychowywał syna wojewodziny Wassalskiej, — przypominał Wychowski, — u niego to stary Wołoch, Stefan, umieścił chłopca, który następnie znikł bez wieści.
— Przyprowadź tego człowieka tutaj, — rozkazał Sobieski, — ma on może jaki ślad zaginionego! Wiesz, że jest świętym obowiązkiem wykryć tę tajemnicę i tak udowodnić winę wojewodziny, żeby nie uszła zasłużonej kary. Daj Boże, żeby ten nieszczęśliwy syn, skazany na śmierć przez występną matkę, był jeszcze przy życiu! Nie ma lepszego świadka strasznej winy tej zbrod niarki, jak ten, który przez nią skazany został na los okrutny! Ciekawy jestem usłyszeć, co nam przynosi ten człowiek! Przyprowadź go do mnie!
Wychowski ukłonił się i wyszedł.
Król stał zamyślany. Przed oczyma jego stał ów dokument następującej osnowy:
“Pod świętym znakiem krzyża oświadczam niniejszem, że Jagiellona Wassalska dała życie synowi. Wszelkie moje starania, ażeby o tym synu otrzymać wiadomość, były daremne. Ale będzie ona pociągniętą do odpowiedzialności, gdy godzina wybije.
— Godzina wybiła, mój ojcze! — rzekł król, — ja będę tym, który w twojem imieniu do odpowiedzialności ją po ciągnie! Ciężkie cierpienia przebył nie-