Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/472

Ta strona została przepisana.
474
JAN III SOBIESKI.

szczęśliwy syn Jagiellony! Daj Boże, żeby żył jeszcze, aby mu można było dolę jego osłodzić! Wtedy twa wina Wyjdzie na jaw, Jagiellono Wassalska, i ciężką będzie klątwa twego zbrodniczego czynu! Jest Bóg, który mści się i karze! I twoja godzina uderzy, a wtedy biada ci, nielitościwa!
Jan Sobieski przechadzał się po oświetlonym jedną świecą pokoju. Słowa, które jego ojciec nakreślił, nie mogły mu wyjść z pamięci, czuł, że ma obowiązek być ich wykonawcą. Chociaż Jagiellona była skazaną na banicyę i uciekła, kara musiała jej dosięgnąć, chociażby się ukryła na końcu świata.
Za drzwiami dał się słyszeć odgłos kroków.
Kapitan wrócił, przyprowadzając człowieka, który tak niespodzianie przy był do obozu, ażeby dobrowolnie coś zeznać o chłopcu, powierzonym niegdyś przez Wołocha jego opiece.
Drzwi się otworzyły.
Kapitan wprowadził Dorowskiego do pokoju.
— Oto jest opiekun Józefa, najjaśniejszy panie, — rzekł do króla, który tak ciekawie spojrzał na wchodzącego.
Dorowski padł na kolana, ujrzawszy czczonego przez naród króla bohatera.
Wychowski zamknął drzwi.
— Przyszedłeś z jakąś wiadomością, — rzekł król, — jak się nazywasz?
— Dorowski, miłościwy królu! Po raz pierwszy cię widzę, ale błogosławię godzinę, w której mogę przed tobą w prochu się ukorzyć!
— Wstań i mów, co cię do mnie sprowadza? — zapytał Jan Sobieski.
— Przynoszę ci ważną wiadomość, miłościwy królu, wiadomość, która mi nie dawała spokoju, tak, że wiele mil tu spieszyłem — odpowiedział Dorowski, — szukałem twego kapitana, który dawniej odebrał odemnie zeznanie o Stefanie. Wówczas w kościele nie mogłem powiedzieć, gdzie jest Stefan. Teraz wiem i przyszedłem tutaj, ażeby o tem donieść.
— Dobrze uczyniłeś, — rzekł król, — a zatem to do ciebie stary Wołoch przyniósł chłopca? Niebo cię wynagrodzi, żeś nieszczęśliwego chorego chłopca przyjął do siebie! Daję ci za ten czyn moją sakiewkę, ale to nie jest jeszcze dostateczną nagrodą! Przyjąłeś biednego, chorego Sefana! — Sobieski podał klęczącemu rękę, którą on do ust przycisnął. — Ty ocaliłeś nieszczęśliwego, skazanego na stracenie chłopca, nie wiedząc czyim on był synem! A teraz opowiadaj! Sefan dorósłszy, opuścił cię, nieprawdaż?
Moja żona była mu przeciwną, miłościwy panie! Nie mogę jej mieć tego za złe! Musieliśmy walczyć z niedostatkiem, często nie było czem opędzić życia, a Sefan nie był przecież naszem dzieckiem.
— Czy twoja żona biła chłopca?
— Nie, miłościwy królu, na to nie byłbym pozwolił! Ale nie kochała go i często mi wyrzucała, że cudze dziecko przyjąłem.
— Czy stary Stefan nie przynosił wam pieniędzy i żywności?
— Raz tylko dał mi pieniędzy, miłościwy królu, wówczas, gdy zrobił zamianę i przyniósł do nas Sefana! On sam nie miał wiele.
— Błogosławioną niech będzie pamięć tego Wołocha, który ocalił życie chłopcu i przyniósł go do ciebie! — rzekł król, — gdyby nie on, byłoby dziecko zginęło. On je wyratował!
— Zaraz wówczas mówiliśmy do siebie, że Sefan musi być dzieckiem jakiejś wielkiej pani, które trzeba było