Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/477

Ta strona została przepisana.
479
JAN III SOBIESKI.

— Udaję się z prośbą do wielkiego wezyra i nie potrzebuję eskorty.
— Byle tylko Kara Mustafa mógł i obciął panią ochronić! — rzekł Stahremberg niespokojnie.
— Nie obawiaj się pan, panie hrabio, każdy krok nieprzyjazny byłby dla niego fatalnym, skoro książę będzie mi towarzyszył. Naraziłby się na nieprzyjaźń Rosyi, a na to się nie odważy.
— Kiedyż księżna pani myśli opuścić miasto?
— Za godzinę, panie hrabio! Stahremberg przyrzekł zarządzić wszystko co potrzeba i odprowadził księżnę do jej powozu otoczonego przez biednych.
Sassa rozdała nieszczęśliwym chleb i pieniądze, i pożegnana ich błogosławieństwami, wsiadła do powozu, udając się do pałacu, w którym mieszkał książę Aminow.
Naturalną jest rzeczą, że księciu wcale się nie podobało w oblężonem mie ście. Był w najgorszym humorze i klął, że przed rozpoczęciem oblężenia nie opuścił Wiednia.
Dziwna rzecz jednak. Ukazanie się jego pięknej i łagodnej małżonki wywierało tak potężny wpływ na niego, że niechęć i gniew ustępowały jak na zaklęcie. Była ona zawsze jego dobrym aniołem. Służba lżej oddychała, gdy pani była przy swym małżonku. Wszyscy znali jej błogi wpływ i wszyscy ją wielbili.
Podczas ostatniego strasznego szturmu, który byłby doprowadził do zdobycia miasta, gdyby mała garstka nie stawiła tak silnego i nieugiętego oporu, książę był nadzwyczaj wzburzony. Nie potrzebował wprawdzie jako poseł carski obawiać się niczego ze strony Turków, ale w razie rabunku i jego mogła spotkać jaka niemiła przygoda.
Książę namyślał się właśnie, jakim sposobem mógłby swoją małżonkę i siebie zabezpieczyć na taki wypadek, gdy weszła Sassa.
Zbliżyła się do niego ze słodyczą i podała mu ręce.
— Przychodzisz znowu z jakąś pro śbą dla oblężonych, Sasso, — rzekł ksią żę, — ja jednak mam zamiar nie zostawać tu dłużej w oblężonem mieście, Musimy się stąd wydostać!
— Decyzyę co do tego ty wydasz, mój małżonku, — odrzekła Sassa miękkim melodyjnym głosem, — przychodzę do ciebie z prośbą, której nie odrzucisz, gdy się dowiesz o kogo idzie!
— Pora teraz, żebyśmy pomyśleli o sobie Sasso! — O sobie? czegóż nam brakuje, mój małżonku?
— Nie możemy tu dłużej zostać! Obawiam się wzięcia miasta.
— Niechaj niebo uchroni od tego nieszczęścia! — rzekła Sassa składając ręce, — król Sobieski przybędzie i miasto ocali. Mówiłam ci, mój małżonku, żem wysłała dwóch posłańców. Jeden z nich zginął, drugi został ujęty i jest w ręku Turków! Musimy go ocalić! Jest to naszym świętym obowiązkiem, mój małżonku!
Domyśliłem się zaraz, że przychodzisz z jakąś prośbą!
— Nieszczęśliwy czerwony Sarafan znajduje się w ręku Tatarów! Dręczą go, zabiją! O! ty znasz ich okrucieństwo dla nieprzyjaciół!
— Czerwony Sarafan bywa wszędzie i nigdzie go nie uważają za nieprzyjaciela, Sasso!
— Drżę o jego życie! Muszę go ocalić, mój małżonku! Wiesz o tem, że on mi kiedyś ocalił życie!