Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/48

Ta strona została przepisana.
50
JAN III SOBIESKI.

Spokojnej parne powietrze zapowiadało zbliżającą się burzę.
Wojewoda miał słuszność. Zanosiło się na ciemną, burzliwą noc.
Jana Sobieskiego nie powstrzymała jednak zbliżająca się burza, jechał on spokojnie dalej ku lasom, które wkrótce okazały się przed nim w całym swym ponurym ogromie.
Tymczasem Michał Wassalski przywołał do siebie jednego ze swoich służących, którego postać i wyraz twarzy nie budziły wielkiego zaufania.
Był to strzelec i gajowy Szymon, człowiek surowy i zdziczały. Mógł mieć około lat 40stu, które przepędził w lesie jak dzikie zwierzę. Cała jego postawa o tem świadczyła.
Stanąwszy przed obliczem groźnego pana, z niewolniczą poddańczością ukląkł przed nim i pochylił głowę, porosłą długiemi, czarnemi, rozczochranemi włosami aż do posadzki, żegnając się jak przed obrazem.
Był ubrany w stary, długi, szaro-zielonkowaty surdut, obszerne spodnie i wysokie buty. Czapkę pozostawił za drzwiami.
Promienie włosów w nieładzie spadały mu na czoło, gdy się wyprostował na klęczkach. Twarz jego była koścista i szeroka oczy małe, błyskające. Zwierzęcość pewną czytać można było w jego rysach. Czarna broda zasłaniała jego usta i podbródek. Ręce miał nieforemnie wielkie.
Wojewoda siedział przed nim i spojrzał ponuro na klęczącą przed sobą swoją własność. Znał on Szymona. Wie dział, że człowiek ten bez wahania gotów jest spełnić każdy rozkaz. Szymon był biernem narzędziem w ręku swojego pana.
— Kazałem cię zawołać Szymonie, — zaczął, — ażeby ci dać ważny rozkaz. Czy rozumiesz, co ci mówię?...
— Rozumiem wszystko, najdostojniejszy panie, Szymon słucha, — odpowiedział gajowy.
— Uważałem na ciebie podczas ostatniego polowania, — mówił wojewoda dalej, — umiesz się obchodzić ze strzelbą, strzelasz dobrze, a jednakże nie masz muszkietu.
— Nie mam, najdostojnieszy panie!
— A czy chciałbyś mieć muszkiet? Szymon spojrzał. Szeroka jego, ponura twarz rozpromieniała się wyrazem najwyższej radości.
— Więc daruję ci muszkiet, Szymonie.
— Mnie, najnędzniejszemu słudze? — zawołał Szymon w nadmiarze szczęścia, którego nie był zdolny wyrazić.
— Tak ciesz się! Tam stoi muszkiet, który dla ciebie przeznaczyłem, — mówił wojewoda wskazując stojącą w kącie strzelbę.
Szymon spojrzał na nią z upojeniem.
— Jest twoja! Dostaniesz także prochu i ołowiu. Chcę wynagrodzić mojego najstarszego strzelca i gajowego za to, że tak dobrze umie obchodzić się ze strzelbą! Zdaje mi się, że strzelasz dobrze, Szymonie.
— O włos nie chybiam, najdostojniejszy panie! Nic mi nie ujdzie, do czego zmierzę! Zaledwiem ujrzał, już zabite! Zimny uśmiech zadowolenia przebiegł bladą twarz wojewody.
— Wszak słyszałeś, że przeszłej nocy życie moje było w niebezpieczeństwie? — mówił dalej, — otóż musisz zastrzelić sprawcę tej zbrodni! Udaj się do lasu i czekaj tak długo przy prowadzącej do niego drodze, aż zobaczysz pojedynczego jeźdźca. Tego jeźdźca za-