Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/480

Ta strona została przepisana.
482
JAN III SOBIESKI.

śliła się. Nie szło jej o hańbę, jakiej doznała, do ukarania śmiercią Kara Mustafy popychała ją głównie obawa o syna. Nienawidziła wielkiego wezyra i chciała bądź co bądź mieć jego głowę.
Propozycya baszów nie podobała jej się. Szło jej o obalenie wielkiego wezyra, o pociągnięcie go do odpowiedzial ności i ukarania śmiercią jawnie wobec zebranego wojska za zbrodnicze zamiary.
Nagle sułtance przyszła myśl, która ożywiła ją zupełnie. Oczy jej pałały, cała postać świadczyła o determinacyi. Potrzeba było działać, działać szybko. Nie było dnia jednego do stracenia! Gdyby Kara Mustafa na czele wojsk zdobył Wiedeń, wtedy dopiąłby celu swego i wykonanie wyroku stałoby się trudniejszem.
Sułtanka Walida udała się na pokoje syna i wkrótce potem poszła z nim do małego gabinetu, w którym odbywały się zwykle tajne narady.
— Wiem co cię sprowadza, — rzekł sułtan do swej matki, — przychodzisz z powodu tego, którego nienawidzisz.
— I który musi być usunięty, sułtanie! Twoje własne bezpieczeństwo tego wymaga, wiesz o tem, — odpowiedziała sułtanka matka wzburzona, — nie wahaj się ani chwili, każda chwila stracona może się sać fatalną!
Podpisałem właśnie rozkaz, ażeby Kara Mustafę ujęto w obozie pod Wiedniem i tu sprowadzono! — rzekł sułtan.
— Ulituj się i cofnij to rozporządzenie! — błagała sułtanka w śmiertelnej trwodzie — to byłoby hasłem twego upadku! Nie gniewaj się na mnie o te słowa, najjaśniejszy panie, musiałam je powiedzieć, ażeby ci okazać całą wiel kość niebezpieczeństwa. Nie sądź, że taki rozkaz wykonanym zostanie, dałby on tylko hasło do rozstrzygnięcia sprawy, a rozstrzygnięcie musiałoby wypaść nie na twoją korzyść, lecz na rzecz tego, który wojskiem dowodzi.
— Więc sam pojadę i nagle przed nim stanę! — zawołał sułtan, — zobaczymy, czy poważy się kto sprzeciwić moim rozkazom! Ani słowa więcej sułtanko! Ja sam pojadę i każę wyrok wykonać!
Sułtanka Walida padła na kolana i wyciągnęła ręce do syna.
— Nie jedź, najjaśniejszy panie, zaklinam cię! — błagała drżącym głosem, — nie jedź... zginąłbyś, a jabym umarła!
— Uspokój się, jesteś wzruszona, — odpowiedział sułtan, podając matce rękę, aby ją podnieść.
— Drżę o ciebie, najjaśniejszy panie, drżę o twe życie! Kto wie, czy najemni mordercy Kara Mustafy nie są już w drodze.. kto wie, czy się już nie znajdują blizko ciebie...
— Nie dowierzam tym dwom baszom, którzy tu przybyli z obozu.
— Nienawidzą Kara Mustafy!
— Jeżeli to tylko nie komedya, suł tanko! To, co mówią, może być wymysłem.
— Nie, najjaśniejszy panie, zaufaj mi. Wybadałam ich. Są ci wierni. Daj im tajemny rozkaz dostawienia wezyra żywym lub umarłym. Przyszłam do ciebie jednak, ażeby ci zaproponować myśl inną, lepszą, najjaśniejszy panie. Ja wiem najlepiej, jak jest z Kara Mustafą. Przypomnij sobie, sułtanie, żem ci mówiła, iż Kara Mustafa daje sobą kierować indyjskiemu kapłanowi, Allarabie, który czyta w gwiazdach i udziela mu rad. Ten Allaraba tak zawłądnął Mustafą, że nic on nie pocznie bez jego porady.
— Wiem o tem. Ten pies indyjski poddał mu myśl dostania się na tron.