Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/481

Ta strona została przepisana.
483
JAN III SOBIESKI.

Działają wspólnie. Kapłan jest jeszcze gorszy, niż wielki wezyr.
— Mustafa jest jego narzędziem, masz słuszność, sułtanie, — mówiła dalej sułtanka Walida, — Allaraba chce panować za pośrednictwem Kara Mustafy. To jest cała zagadka.
— Więc najprzód niech mój gniew dotknie i zniweczy tego psa indyjskiego!
— Wysłuchaj mnie, sułtanie. Mam inny projekt, racz się nad nim zastanowić, — rzekła sułtanka Walida, — kapłan Allaraba jest niesłychanie chciwy. Wyślij do niego potajemnie baszów i przyrzecz mu część swoich skarbów, aby Mustafę wydać w twe ręce.
Sułtan słuchał i zastanowił się. Nie raz już przekonał się, że rady jego matki były dobre i praktyczne, że miała pogląd bardzo bystry.
— Gdy ci się uda w ten sposób pozyskać sobie kapłana, wtedy jedynie zdołasz zawładnąć wielkim wezyrem! Kara Mustafa spełnia rady Allaraby, więc Allaraba tylko może go oddać w twe ręce, — mówiła dalej sułtanka Walida. — Daj tajny rozkaz zręcznym i zaufanym posłańcom, ażeby się udali do indyjskiego kapłana, powierz im i złoto i drogie kamienie, i poleć przekupić Allarabę.
— Kogóż mogę obdarzyć takiem zaufaniem, sułtanko? Czy sądzisz, że wysłańcy nie uciekną ze skarbami? Nie, nie, twój plan niewykonalny! Przytem Kara Mustafa kazałby ich schwytać.
— Assad basza i Soliman basza nie naruszą powierzonych im skarbów, ażeby się zbogacić, ręczę ci za nich, najjaśniejszy panie. Wysłuchaj mojej prośby. Wyślij ich do indyjskiego kapłana.
— Zobaczą ich, poznają i zaprowadzą do Mustafy, sułtanko. Jakże się dostaną do kapłana, będącego w obozie, żeby ich nie spostrzeżono?
— I na to wiem sposób, najjaśniejszy panie! Mnie to pozostaw. Przyrzekam ci, że nie będą poznani, ujęci i zatrzymani.
— Nawet, gdy się udadzą do obozu?
— Nawet wtedy, najjaśniejszy panie.
— Toby było cudem. Wytłómacz mi, jak to zrobisz, sułtanko?
— Jest to rzecz bardzo łatwa, najjaśniejszy panie. O, teraz odzyskałam nadzieję, i proszę cię tylko, abyś zaufał tym dwom baszom. Zaręczam za nich, że nie uciekną z powierzonemi skarbami.
— Czy to ma być zaufanie?
— Oni jedni mogą plan mój wykonać, najjaśniejszy panie.
— Ale jakim sposobem dostaną się do kapłana? — Nikt prócz mnie, sułtana, i dwóch baszów nie powinien o tem wiedzieć. Są oni obaj Armeńczykami i na tem się mój plan opiera. Przebiorą się za Armeńczyków, handlujących bronią. W tem przebraniu łatwo będą mogli mieć przy sobie powierzone skarby i do stać się do obozu i do Allaraby. Dopiero jemu dadzą się poznać, jako twoi wysłańcy! Gdy zjednają sobie indyjskiego kapłana, to wszystko pójdzie dobrze, najjaśniejszy panie. Wówczas dostaniesz wielkiego wezyra, a gdy go będziesz miał, wtedy karząca twa ręka i właściwego sprawcę, kapłana, dosięże.
— Dobrze! Pójdę za twą radą, sułtanko, — odpowiedział sułtan.
— Czy mogę baszów przysłać do ciebie?
— Natychmiast. Im prędzej otrzymają mój rozkaz, tem lepiej.
— Dobrze, najjaśniejszy panie! Teraz oddycham! Teraz odzyskuję nadzieję! — rzekła sułtanka Walida ucieszona.