Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/482

Ta strona została przepisana.
484
JAN III SOBIESKI.

— Dziękuję ci za twoją niezmordowaną działalność — zakończył sułtan rozmowę, — uznaję to i spełnię twoją radę. Idź i przyślij tu do mnie tych dwóch baszów.
Uradowana sułtanka matka odeszła, ażeby zaraz przedsięwziąć odpowiednie przygotowania i zarządzenia, sułtan zaś pozostał w swym gabinecie, w którym wiedział, że go nikt nie podsłucha, gdyż był objęty grubemi ścianami z marmuru i miał tylko jedne drzwi, po za któremi stali wierni eunuchy i mamelucy, którzy nikomu podsłuchiwać nie pozwolili.
Tam sułtan czekał na obu baszów.
Przyszli oni wkrótce do przedpokoju.
Szambelan oznajmił sułtanowi, że proszą o posłuchanie.
Sulłtan rozkazał ich wprowadzić.
Assad basza i Soliman basza przeszli próg i uklękli.
— Powiedziano mi, że mogę polegać na waszej wierności, — rzekł do nich sułtan, — wystawiam was na wielką próbę. Jeżeli mój tajemny rozkaz wykonacie ku memu zadowoleniu, to będziecie sławili moją wspaniałomyślność! Idzie o ważne zlecenie! Znacie indyjskiego kapłana, znajdującego się w orszaku wielkiego wezyra?
— Tak, panie panów, znamy Allarabę, — odpowiedzieli baszowie.
— Pragnę sobie pozyskać tego indyjskiego kapłana, — mówił sułtan dalej, — daję wam zatem rozkaz tajemny, abyście mu w mojem imieniu zawieźli i ofiarowali wielkie skarby.
— Wykonamy ściśle twój rozkaz, najpotężniejszy władco, — odpowiedzie li Assad i Soliman, — gdy Allaraba zobaczy bogactwa, okaże się niezawodnie gotowym służyć ci i wydać Kara Mustafę. Ten kapłan indyjski jest chciwym i zdradzi tego, któremu dziś służy, byleby pozyskać większą korzyść.
— Udacie się przebrani za Armeńczyków, handlujących bronią, do obozu Allaraby. Gdy wam się uda pozyskać go, dacie mi wiadomość. Wyda on wówczas wielkiego wezyra w wasze ręce, a wy wtedy zrzucicie maski.
— I cóż się stanie z Kara Mustafą? — zapytał Assad.
— Śmierć jego pewna! Dam wam jednak jeszcze potem odpowiednie instrukcye, — odparł sułtan, — znacie za tem mą wolę. Kiedyż odjedziecie?
— Dziś jeszcze, najpotężniejszy władco!
— Nie wyjawicie nikomu celu waszej podróży, tego jestem pewny, — dodał sułtan, — idźcie spełnić co rozkazałem!
Dwaj baszowie wyszli z gabinetu i z rozkazu sułtanki Walidy otrzymali od wezyra skarbu dwie skrzynki z drogiemi kamieniami i kilka kies skórzanych ze złotem, co stanowiło razem ogromną sumę, przeznaczoną dla Allaraby.
Nad wieczorem przebrali się za Armeńczyków7, tak, że ich nikt nie mógł poznać.
Wziąwszy z sobą czarnego niewólnika, opuścili na dobrych koniach Stambuł. Dwa inne konie, prowadzone przez niewolnika, szły za nimi ze skrzyniami i pakunkami.
Sułtanka Walida z okna pałacu patrzyła na ich wyjazd. Z przebrania ich była zadowolona. Szczere życzenia towarzyszyły im od niej.
Dwaj Armeńczycy mieli przed sobą daleką podróż. Śpieszyli się, aby przybyć do armii, a nikt się nie dziwił kupcom, udającym się do obozu, gdyż tam mogli liczyć napewno, że znajdą kupujących.