Tego dnia, kiedy Jagiellona otrzymała czerwonego Sarafana od wielkiego wezyra, nad wieczorem do zewnętrznych posterunków obozu oblegających nadjechał jeździec, dopytujący się o wojewodzinę Wassalską i kapłana Allarabę.
Przedstawił się on jako kanclerz Pac i został pod ścisłą strażą wyprowadzony do obozu, a następnie do namiotu wojewodziny, która z przyjemnem zdziwieniem powitała swojego sprzymierzeńca.
— Witaj mi, panie kanclerzu, — rzekła, — czy przynosisz mi dobre wiadomości?
— Złe i dobre, pani.
— Twarz twoja, panie kanclerzu, nic mi dobrego nie wróży.
— Brat mój zginął za naszą wspólną wiarę, ale nie skarżę się o to. Wielką i zaszczytną jest rzeczą ponieść śmierć dla wielkiego celu! rzekł Pac poważnie, — ta strata powinna nam dodać zachęty do zebrania sił dla pomszczenia go!
— Jestem do tego gotowa, panie kanclerzu! Jakież masz wiadomości o Sobieskim i jego wojsku?
— Jan Sobieski czeka na posiłki, ale czeka daremnie! Wojsko jego jest nader małe, nie odważy się na zaczepkę.
— To dobra wiadomość, ale przewidywałam to już, panie kanclerzu, — odpowiedziała Jagiellona.
— Donoszą mi, że jest niespokojny, ponieważ wysyła szpiegów, a niczego dowiedzieć się nie może o Turkach, — mówił Pac dalej, — teraz czeka zapewne na powrót czerwonego Sarafana, tego przeklętego hultaja, który udaje widmo wojny, ażeby pod tą maską tem łatwiej mógł szpiegować.
— Tak sądzisz, panie kanclerzu? W takim razie czeka napróżno! Czerwony Sarafan został ujęty. Jest tutaj!
— Jest tutaj, ten szpieg przeklęty, który zabił mojego brata?
— Co?... Czerwony Sarafan zabił twego brata, panie kanclerzu?
— To wymaga pomsty! Krew za krew!
— Nie wahałabym się uczynić zadość twemu żądaniu, panie kanclerzu. Ale w wojsku tureckiem panuje przesąd, że zabijać go nie można, bo to przy niosłoby nieszczęście. Udaj się zatem do wielkiego wezyra, panie kanclerzu i zażądaj kary! Czerwony Sarafan jest w mojej mocy, a ja wydam go chętnie, — mówiła Jagiellona, — krew za krew, zgadzam się na to. Dziś wieczorem nie dopuszczą cię już do Kara Mustafy, wiem, że jest w namiocie Allaraby i przypatruje się tańcom bajaderek. Uroczystości Kamy zaczęły się. Tej nocy przypada główne święto, następnych nocy będą także obchody. Jutro rano pójdziemy do wielkiego wezyra. Tymczasem zamieszkaj w jednym z przedziałów mego namiotu.
W tej chwili służący Jagiellony oznajmił jednego z oficerów orszaku wielkiego wezyra.
Wojewodzina kazała go wprowadzić.
Przybył on z polecenia Kara Musta fy, któremu oznajmiono, że skazany na banicyę przez Sobieskiego kanclerz Pac; przybył do obozu. Oficer miał polecenie oddać kanclerzowi jeden z namiotów do rozporządzenia.
Kanclerz poszedł z oficerem do