Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/483

Ta strona została przepisana.
485
JAN III SOBIESKI.


118.
Zbawczyni.

Tego dnia, kiedy Jagiellona otrzymała czerwonego Sarafana od wielkiego wezyra, nad wieczorem do zewnętrznych posterunków obozu oblegających nadjechał jeździec, dopytujący się o wojewodzinę Wassalską i kapłana Allarabę.
Przedstawił się on jako kanclerz Pac i został pod ścisłą strażą wyprowadzony do obozu, a następnie do namiotu wojewodziny, która z przyjemnem zdziwieniem powitała swojego sprzymierzeńca.
— Witaj mi, panie kanclerzu, — rzekła, — czy przynosisz mi dobre wiadomości?
— Złe i dobre, pani.
— Twarz twoja, panie kanclerzu, nic mi dobrego nie wróży.
— Brat mój zginął za naszą wspólną wiarę, ale nie skarżę się o to. Wielką i zaszczytną jest rzeczą ponieść śmierć dla wielkiego celu! rzekł Pac poważnie, — ta strata powinna nam dodać zachęty do zebrania sił dla pomszczenia go!
— Jestem do tego gotowa, panie kanclerzu! Jakież masz wiadomości o Sobieskim i jego wojsku?
— Jan Sobieski czeka na posiłki, ale czeka daremnie! Wojsko jego jest nader małe, nie odważy się na zaczepkę.
— To dobra wiadomość, ale przewidywałam to już, panie kanclerzu, — odpowiedziała Jagiellona.
— Donoszą mi, że jest niespokojny, ponieważ wysyła szpiegów, a niczego dowiedzieć się nie może o Turkach, — mówił Pac dalej, — teraz czeka zapewne na powrót czerwonego Sarafana, tego przeklętego hultaja, który udaje widmo wojny, ażeby pod tą maską tem łatwiej mógł szpiegować.
— Tak sądzisz, panie kanclerzu? W takim razie czeka napróżno! Czerwony Sarafan został ujęty. Jest tutaj!
— Jest tutaj, ten szpieg przeklęty, który zabił mojego brata?
— Co?... Czerwony Sarafan zabił twego brata, panie kanclerzu?
— To wymaga pomsty! Krew za krew!
— Nie wahałabym się uczynić zadość twemu żądaniu, panie kanclerzu. Ale w wojsku tureckiem panuje przesąd, że zabijać go nie można, bo to przy niosłoby nieszczęście. Udaj się zatem do wielkiego wezyra, panie kanclerzu i zażądaj kary! Czerwony Sarafan jest w mojej mocy, a ja wydam go chętnie, — mówiła Jagiellona, — krew za krew, zgadzam się na to. Dziś wieczorem nie dopuszczą cię już do Kara Mustafy, wiem, że jest w namiocie Allaraby i przypatruje się tańcom bajaderek. Uroczystości Kamy zaczęły się. Tej nocy przypada główne święto, następnych nocy będą także obchody. Jutro rano pójdziemy do wielkiego wezyra. Tymczasem zamieszkaj w jednym z przedziałów mego namiotu.
W tej chwili służący Jagiellony oznajmił jednego z oficerów orszaku wielkiego wezyra.
Wojewodzina kazała go wprowadzić.
Przybył on z polecenia Kara Musta fy, któremu oznajmiono, że skazany na banicyę przez Sobieskiego kanclerz Pac; przybył do obozu. Oficer miał polecenie oddać kanclerzowi jeden z namiotów do rozporządzenia.
Kanclerz poszedł z oficerem do