przeznaczonego dla siebie namiotu, przybranego z wielkim przepychem.
Nazajutrz wielki wezyr zawiadomił kanclerza, że pragnie się z nim widzieć.
Pac poszedł do namiotu Kara Mustafy i został przez niego przyjęty bardzo łaskawie. Na kanclerzu wielki wezyr czynił takie wrażenie, jak gdyby już uważał się za sułtana.
Noce przepędzane na uroczystościach Kamy osłabiły go bardzo, był znużony i wycieńczony, w twarzy jego czytać było można przesyt i zobojętnienie.
— W dobry czas przybywasz do mojego obozu, panie kanclerzu, — rzekł, — będziesz mógł być obecnym na uroczystościach Kamy, które urządza kapłan Allaraba, oraz być świadkiem upadku i poddania się Wiednia. Jestem przekonany, że wygłodzone miasto nie utrzyma się dłużej, jak przez dni kilka.
— Życzę ci tego, dzielny i potężny wielki wezyrze, — odpowiedział kanclerz, — wiesz o tem, że trzymam z tobą.
— Czy przynosisz wiadomość o kró lu polskim, kanclerzu?
— Wojska jego są słabe, nie ufa ich siłom.
— Sądzisz, że Sobieski na czele małych wojsk nie ma odwagi stanąć do boju, panie kanclerzu? — zawołał wielki wezyr, — no, to ja lepiej znam go, niż ty! Wojsko jego jest małe, ale odwagi nigdy nie brakowało Sobieskiemu!
— Waha się, nie śmie się tu posunąć, — odparł Pac, — nazywaj to, jak chcesz, wodzu wojsk tureckich. Czeka powrotu szpiega, czerwonego Sarafana, który zabił mojego brata, hetmana polnego litewskiego.
— Ten czerwony łotr? — zapytał wielki wezyr.
— Tak jest, potężny baszo, ten nędznik, którego wszędzie biorą za widmo wojny, jest szpiegiem Sobieskiego.
— Jeżeli tak to każę go ściąć jeszcze dziś przed zachodem słońca i głowę zatkniętą na pice poślę w podarunku królowi polskiemu! — zawołał Kara Mustafa.
I zwróciwszy się do oficerów swego orszaku dodał:
— Pamiętajcie, żeby wola moja była spełnioną!
W tej chwili rozległ się głuchy odgłos oddalonych wystrzałów.
Ponieważ tego dnia ostrzeliwanie nie zaczęło się jeszcze, strzały te zatem zwróciły powszechną uwagę.
Wielki wezyr rozkazał się dowiedzieć, co było powodem strzelania. Kanclerz Pac tymczasem wściekał się w duchu, że Kara Mustafa przyjmował go, siedząc, a jego wcale nie prosił, żeby usiadł.
Kilku oficerów wybiegło z namiotu.
W jednej części obozu panował wielki ruch, słychać było strzały, wołania, sygnały alarmowe.
Nareszcie oficerowie powrócili.
— Kilku jeźdźców nadjechało z miasta z białą chorągwią, — zaraportowali, — jeźdźcy ci eskortują jakiś powóz.
— Więc strzelano do jeźdźców z białą chorągwią? — zapytał Kara Mustafa, — co za szaleństwo! Biała chorągiew to znak, że oblężeni chcą wejść w układy. Może miasto chce się poddać. Zakazać strzelania natychmiast!
Oficerowie wyszli, a weszli inni do namiotu.
— Trzej jeźdźcy i powóz przybyli do przednich straży pierwszego okopu, — zaraportowali.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/484
Ta strona została przepisana.
486
JAN III SOBIESKI.