Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/489

Ta strona została przepisana.
491
JAN III SOBIESKI.

— Więc spotkamy się wieczorem w dzień pełni tam na polu przed forpocztami, pod starem drzewem.
— Będę pana czekał! — odrzekł książę.
I poszedł z małżonką dalej, a tymczasem kanclerz schował szablę do pochwy i wrócił do swego namiotu.

119.
Handlarze broni.

Tegoż dnia, kiedy to, cośmy powyżej opisali działo się w obozie tureckim, zbliżyli się do placówek dwaj jeźdźcy, którym towarzyszyło kilku niewolników, prowadzących ciężko obładowane konie.
Jeden z oficerów tureckich zastąpił drogę jeźdźcom, których ubranie świadczyło, że byli armeńskimi kupcami.
— Wracajcie! Tędy droga do obozu wielkiego wezyra, — zawołał, — jeżeli wam życie miłe, wracajcie!
— Chcemy się udać właśnie do obozu wielkiego wezyra, — odpowiedział jeden z Armeńczyków, — jesteśmy armeńskimi handlarzami broni i chcemy sprzedać oficerom i janczarom broń bardzo wspaniałą. Wpuść nas do obozu.
— Nie można bez pozwolenia.
Widzisz, że jesteśmy Armeńczykami, — rzekł drugi handlarz, — dlaczegóż nas odpędzasz?
— Nikt nie może wejść do obozu bez pozwolenia baszy dowodzącego placówkami, — odpowiedział oficer.
— Więc idź do niego i powiedz mu, żeśmy przybyli.
— Zostańcie tutaj. Zawołam baszy, — odpowiedział oficer i oddalił się.
Assad i Soliman napotkali pierwszą przeszkodę, spodziewali Się jednak, że niepodobna będzie poznać ich w przebraniu.
Zatrzymali konie i kazali stanąć niewolnikom.
Niebezpieczeństwa dla nich zaczynały się. Jeżeli basza dowodzący placówkami był chciwy, to mógł korzystać z tej okoliczności i przywłaszczyć sobie broń przywiezioną przez armeńskich handlarzy. Gdyby zaś zabrał im ich skrzynki i tłomoki, to znalazłby ukryte w nich skarby, przeznaczone dla Allaraby.
Upłynął kwadrans pełnego obawy oczekiwania.
Nareszcie nadjechał basza z oficerem.
Assad z Solimanem zsiedli z koni, otworzyli jedną skrzynkę i wyjęli z niej wspaniały drogiemi kamieniami wysadzany puginał.
— Oto są dwaj Armeńczycy, baszo, — rzekł oficer.
— Składamy ten puginał u twoich stóp, wielki baszo,. Przeznaczyliśmy go dla ciebie i prosimy, żebyś go chciał przyjąć łaskawie, — rzekł Assad do baszy, który poważnie mierzył ich obu wzrokiem.
Ta chwila miała rozstrzygać o wszystkiem.
Gdyby basza poznał przebranych, byliby zgubieni.
Była to zuchwała próba.
Niebezpieczeństwo jednak przeminęło szczęśliwie.
Basza nie poznał dwóch Armeńczyków.
— Chcecie iść do obozu sprzedawać broń, — rzekł obejrzawszy podarowany sztylet i natknąwszy go za pas, — czynię dla was wyjątek i dozwalam