wam udać się do obozu. Nikt wam dalej nie będzie stawiał przeszkody.
Assad i Soliman ujrzeli się na pierwszym stopniu do swego celu. Niebezpieczeństwo przeminęło. Magli być śmieli.
Wpuszczono ich do obozu.
Dosiedli koni, aby pojechać dalej i rozkazali swoim niewolnikom postępować tuż za sobą.
Basza oddalił się a oficer, który także otrzymał podarunek, towarzyszył dwom handlarzom aż do właściwego obozu.
Tutaj, gdy rozeszła się wieść o przybyciu dwóch Armeńczyków handlarzy broni, przyszło do nich kilku janczarów, synów bogatych mieszkańców Stambułu, którzy pragnęli powiększyć swoją zbrojownię. Zgłosiło się także kilku oficerów, tak że Assad i Soliman byli zmuszeni zsiąść z koni i zanieść do przekopu jedną skrzynkę.
Janczarowie i oficerzy rzucili się na broń, wyrywali ją sobie, oglądali i oceniali.
Sztuka po sztuce przechodziła z rąk do rąk aż skrzynka wypróżniła się zupełnie.
Janczarom nie wystarczało to jeszcze i tłoczyli się do niewolników, żądając otworzenia innych skrzynek.
Wtedy Assad oparł się temu stanowczo, obawiał się bowiem, żeby się nie wydało, iż mieli z sobą drogie kamienie i złoto. Mogli wprawdzie powiedzieć, że te skarby należały do nich, ale w takim razie nie byliby bezpiecznymi od rabunku ze strony oficerów i janczarów.
— Stójcie! — przedewszystkiem musimy sprzedać to, co jest w tej skrzynce, potem przyjdzie kolej na inne!
— Kiedy nam się tamta broń nie podoba, — mówiono.
— To znajdą się na nią inni kupcy, — odpowiedział Soliman.
— Nie róbcież sobie ceremonii z tymi oszustami Armeńczykami, — zawołał jeden z oficerów, — cóż to, czy mamy ich się pytać o pozwolenie, żeby nam pokazali inną broń?
Na te słowa kilku janczarów postąpiło ku koniom.
Assad basza zrozumiał zaraz niebezpieczeństwo, znał bowiem doskonale janczarów, wydobył zatem szablę i zastawił sobą konie.
— Widzicie Armeńczyka! — wołano, — opiera nam się i grozi!
— Bronię mojej własności i przysięgam wam na brodę Proroka, że nikt z innych skrzynek nic nie dostanie! — zawołał Assad.
Nie mylił się w przewidywaniu skutku tych słów.
Janczarowie i oficerzy zwrócili się napowrót do Solimana, i rozpoczęli targi o broń już rozpakowane, z której w krotce kilka sztuk nabyto, poczem spakowano napowrót broń pozostałą i janczarowie rozeszli się.
Dwom baszom niewiele zależało na rozprzedaży. Szło im głównie o to, aby mogli się dostać do indyjskiego kapłana.
Gdy dwaj baszowie pozostali w przekopie sami z towarzyszącemi im niewolnikami, zaczęli się naradzać z sobą i postanowili, że Soliman pozostanie przy koniach, a Assad uda się do Allaraby.
Tymczasem lotem błyskawicy rozeszła się po obozie wieść o przybyciu dwóch Armeńczyków handlarzy broni i zewsząd zaczęli się schodzić amatorowie i nabywcy.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/490
Ta strona została przepisana.
492
JAN III SOBIESKI.