Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/492

Ta strona została przepisana.
494
JAN III SOBIESKI.

sercem przywiązany do Kara Mustafy, w takim razie misya moja chybiona. Jeżeli się go trzymasz tylko przez ambicyę, ażeby się przy nim zbogacić, to mogę ci w imieniu innego baszy przyrzec większe bogactwa.
— Czy dobrze cię rozumiem? Chcesz mnie uzyskać dla twego baszy? — zapytał Allaraba.
— Przypuść kapłanie, że Kara Mustafa baszę rozdrażnił, upokorzył, strącił z zajmowanego stanowiska. Basza chciałby się pomścić ponieważ wie, że rady twoje kierują krokami wielkiego wezyra, przysyła mnie do ciebie, ażebym ci ofiarował wielkie skarby za to, żebyś się odwrócił od Kara Mustafy, żebyś memu baszy dopomógł do zemsty, do ukarania wielkiego wezyra.
— Twoja propozycya potrzebuje namysłu, Armeńczyku! któryż basza cię przysyła? — zapytał Allaraba.
— Nazwisko dowiesz się dopiero, gdy układ nasz będzie zawarty, kapłanie. Wszystko spoczywa w twoich rękach. Skarby są tutaj blisko i oczekują na ciebie. Jeżeli przyjmiesz moją propozycyę, otrzymasz je.
— A cóż miałbym za to zrobić, Armeńczyku
— Nic więcej, tylko opuścić Kara Mustafę!
— I wydać go twojemu baszy... nieprawdaż?
— Rozumiesz moją propozycyę, kapłanie, od ciebie teraz zaieży, co postanowisz. Ile czasu potrzebujesz do namysłu?
— Do jutra, Armeńczyku.
— Dobrze! Jutro więc przyjdę po odpowiedź, — zakończył Assad prowadzoną półgłosem rozmowę, — spodziewam się, że będzie dla mnie pożądaną, a dla ciebie korzystną, i że skarby, które przywiozłem, znajdą pana.
Assad wyszedł z namiotu.
Indyjski kapłan spojrzał za nim ponuro błyszczącymi oczyma.
— Jesteś w mych rękach! — szepnął — słowo rzeknę, a zostaniesz więźniem. Skarby i tak mógłbym zabrać. Zdaje mi się, że znam twojego baszę, Armeńczyku. Padyszach cię przysyła. Allaraba cel swój osiągnął, stał się potęgą. Sułtan i wielki wezyr współubiegają się o jego względy. W moich rękach spoczywa decyzya, i zdradzę cię, wydam rozgniewanemu sułtanowi, śmierć twoja pewna. Spodziewać się po tobie nie mogę wiele. Dopiero gdy cię wyniosę na tron sułtański, możesz być pożyteczny i będę mógł zbogacić się tak jak pragnę. Trzeba się zdecydować. Do jutra mam czas do namysłu. Rozważę, po której stronie większe są dla mnie korzyści.
Tymczasem Assad, wyszedłszy z namiotu kapłana, powracał ku przekopowi, w którym postawił Solimana i nie wolników z końmi.
Nagle w niejakiem oddaleniu ujrzał kilka osób, które go żywo, zajęły.
Mężczyzna w rosyjskiej odzieży i kobieta stali na drodze prowadzącej przez obóz.
Jak się tam dostali?
W niejakiem od nich oddaleniu, spostrzegł Assad trzech jeźdźców z chrześcijańskiego wojska, z których jeden trzymał białą chorągiew. Obejrzawszy się Assad, zauważył oficera tureckiego, który zarządzał przyprowadzenie powozu dla cudzoziemców.
Zbliżył się do nich.
Nagle w brodatym cudzoziemcu, który prowadził kobietę w części osłoniętą welonem, poznał księcia Aminowa, któremu był dodany do przybocznej służby, gdy książę przed niejakim czasem bawił w Stambule jako poseł.