Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/496

Ta strona została przepisana.
498
JAN III SOBIESKI.

Godzina zachodu słońca zbliżała się.
— Cóż cię sprowadza o tej porze? zapytał wielki wezyr zdziwiony.
— Czy nie w porę przychodzę, wielki i potężny baszo? — odpowiedział Allaraba z chytrem spojrzeniem, ponieważ wiedział że ten, który w tej chwili niechętnie go przyjmował, był w jego mocy, chociaż on musiał doń pochlebnie przemawiać, — tej nocy badałem gwiazdy i dowiedziałem się rzeczy, których przed tobą ukrywać nie mogę.
— Cóż to takiego kapłanie? — zapytał wielki wezyr.
— Groźne niebezpieczeństwo zawisło nad twoją głową. Nie zdołałem go dokładnie rozpoznawać, zdawało mi się, jakby nadciągało z dwóch stron, — mówił Allaraba, — jedno przecież było wyraźnie napisano: że to niebezpieczeństwo jeszcze odwróconem być może!
— Jakież niebezpieczeństwo mogłoby mi jeszcze grozić, skoro jestem tak bliskim celu, kapłanie? Czy sądzisz, że moi nieprzyjaciele mogą mnie zwyciężyć? W to nie uwierzę... potęga moja jest zbyt wielką!
— Będziesz musiał ponieść bardzo wielką ofiarę, mądry i potężny wielki wezyrze, jeżeli chcesz odwrócić to niebezpieczeństwo, — mówił Allaraba dalej, — jeżeli jesteś gotów poświęcić część swoich skarbów, jeżeli oddasz złoto i drogie kamienie...
— Co ci przychodzi do głowy, kapłanie! Skarbów moich pozbywać się nie myślę! — zawołał Kara Mustafa, — owszem mam zamiar pomnożyć je, ponieważ aby dopiąć mego celu, będę potrzebował niezmiernych bogactw i spodziewam się znaleźć je w Wiedniu!
Allaraba spojrzał ponuro... przewidywania jego sprawdzały się.
— Więc taka twoja decyzya, potężny baszo, rzekł, — decyzya nieodwołalna
— Myślę powiększyć moje skarby a nie uszczuplać je, kapłanie! Tę odpowiedź daj swoim bogom!
— Mówiąc to Kara Mustafa, wydał na siebie wyrok! Allaraba zdecydował się ostatecznie.
— Jeszcze jedną wiadomość dla ciebie wyczytałem z gwiazd, wielki i potężny baszo, — mówił kapłan indyjski dalej, — wiadomość ważną, którą polecam twej decyzyi! Masz zamiar dziś wieczorem o zachodzie słońca przelać krew. Byłoby to obrazą bóstwa Kamy, którego uroczystości rozpoczynają się! Spieszę tu ostrzedz cię, ażebyś nie drażnił Kamy! Jeżeli każesz dzisiaj wieczorem stracić czerwonego Sarafana, to krew jego, spadnie na twoje wojsko i każdą jej kroplę życiem przypłaci!
— Mam dosyć ludzi, kapłanie!
— Tak, mądry i potężny baszo! Ale pomyśl, że porażka mogłaby zniweczyć wszystkie twe plany!
— Chcesz odroczenia egzekucyi! To niepodobna, kapłanie! Kara Mustafa nie powinien cofać ani zmieniać swojego słowa!
— Odkądże to potężny basza nie słucha już moich rad? — zapytał Allaraba dumnie i groźnie, — któż to wielkiemu baszy towarzyszył wszędzie i uczynił go jeszcze większym przez swoje rady! Jeżeli basza odwróci się odemnie, to szczęście odwróci się od niego!
— Masz słuszność, kapłanie! Zawdzięczam ci wiele! — ugiął się Kara Mustafa, — nie mam zamiaru zamykać licha na twe rady! Znasz mój plan, wiesz, że muszę zwyciężyć, zdobyć Wiedeń, ażebym mógł dopiąć celu! Gdy zatknę chorągiew Proroka na murach chrze-