Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/497

Ta strona została przepisana.
499
JAN III SOBIESKI.

ścijańskiego miasta, gdy moim żołnierzom dam sposobność do bogatego łupu, będę mógł przyjąć godność kalifa i na czele wojsk zwycięzkich wkroczyć do Stambułu, ażeby strącić z tronu słabego, bezradnego sułtana. Musisz mi wtem dopomódz swemi radami, kapłanie. Mówię to otwarcie, żeś ty mi poddał ten plan, dla tego nie chcę teraz zamykać ucha na twe rady! Żądasz żebym poświęcił moje bogactwa, na to jednak odpowiedzieć muszę, że zadaniem mojem jest mnożyć je a nie uszczuplać! Co innego z drugiem żądaniem. Tyczy się ono czerwonego Sarafana! Śmierć jego jest postanowiona! Wyroku cofnąć nie mogę, ale odłożę jego wykonanie, skoro tego żądasz odemnie.
— Dziś wieczorem nie powinieneś przelewać krwi, wielki i potężny baszo, — rzekł Allaraba, — nie waż się lekceważyć tej przestrogi, gdyż przypłaciłbyś to największem nieszczęściem!
— Dobrze pójdę za twoją radą, — odpowiedział wielki wezyr.
— Czas to uczynić! słońce zachodzi! rzekł Allaraba.
— Przykro mi cofać mój rozkaz, kapłanie!
— Całe wojsko pod tym względem pochwali twe postanowienie!
— Chociażby wszyscy byli temu przeciwni, moja wola więcej znaczy!
— Lubię słyszeć z ust swoich takie słowa, wielki i potężny baszo! Ale poddaj się woli zapisanej w gwiazdach, w takim tylko razie możesz najwyższy cel osiągnąć, — odpowiedział Allaraba.
— Egzekucya ma być odroczoną! — zawołał Kara Mustafa.
— Komu dajesz ten rozkaz w ostatniej chwili, wielki i potężny baszo?
— Tobie! Idź i uczyń co rozkazałem!
— Jeżeli już nie zapóźno! — rzekł Allaraba, — kaci twoi są punktualni! Słońce zachodzi! Śpieszę wykonać twój rozkaz!
Kapłan indysjki wyszedł spiesznie z namiotu.

121.
O zachodzie słońca.

Czerwony Sarafan znajdował się w namiocie wojewodziny, gdzie pilnowali go jego słudzy.
Zaprowadzono go do przedziału, w którym była tylko rozesłana na ziemi skóra, aby mógł się na niej położyć.
Służba litowała się nad biedakiem i przynosiła mu jeść i pić.
Powoli w jego umyśle zaczynało się tworzyć pewne wyobrażenie, które w nocy poprzedzającej egzekucyę przybrało określone formy. Miotał nim największy gniew przeciwko tej, która trzymała go uwięzionego, do której w ciągu dnia został zaprowadzony i która następnie przyszła do niego, aby mu zadawać pytania. Instynkt mu kazał nienawidzieć Jagiellony. W duszy jego rodziło się uczucie, które mu mówiło, że ta kobieta już dawniej i teraz ponownie czyhała na jego śmierć.
Uczucie to było jednak dotąd niepewne. Czerwony Sarafan nie domyślał się, że ta, co go więziła, była jego matką wyrodną, nienawidząc jej szedł tylko za ślepym popędem swego instynktu.
Gdy noc ciemna zapadła, zerwał się ze swojego posłania.
Można było słyszeć wyraźnie dzikie zgrzytanie jego zębów. Wzrok jego był błędny, pięści zaciśnięte kurczowo. Gotów był w tej chwili ze ślepa wście-