Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/504

Ta strona została przepisana.
506
JAN III SOBIESKI.

na ciebie? Twoje dzisiejsze postąpienie, zdaje mi się wskazywać, że pragniesz zerwać z nami. Wystąpiłeś otwarcie przeciw nam. Było to po raz pierwszy. Czy odwracasz się od nas i sądzisz, żeśmy ci już niepotrzebni? Ale nie zapominaj że rozstanie się z nami może dla ciebie być fatalne.
— W jakim razie, pani?
— W razie gdybyś raz jeszcze wystąpił nieprzyjaźnie przeciw nam.
Allaraba drgnął i wyprostował się dumnie.
— Co za mowa! — rzekł, — sądzisz pani, że możesz mi grozić?... Nie przeceniaj swojej potęgi. Jesteś banitką, która w obozie wielkiego wezyra znalazła przytułek!
— Wielki wezyr nazywa nas swoimi przymierzeńcami! poprawiła gniewnie Jagiellona, — sądzisz, że będziesz mógł zupełnie opanować wielkiego wezyra, niezapominaj jednak o tem, że mogę cię obalić kapłanie.
Szatański uśmiech przebiegł usta Allaraby.
— Grozisz mi, chcąc mnie zmusić, abym się poddał twojej woli, wojewodzino, — odpowiedział, — ale nie lękam się ciebie.
— Polegasz na swoim wpływie, któ ry jedna godzina może obalić, kapłanie.
— Skoro znam twój zamiar, to cię obalę pierwej wojewodzino.
— Zrywasz ze mną... a więc drżyj przedemną, kapłanie! Teraz jasno stoimy względem siebie. Widzę z tego co mówisz, że chcesz mi się opierać, sądzisz, żeś zupełnie opanował wielkiego wezyra... ale jedno słowo wystarczy ażeby twój wpływ zniweczyć!
— Byłoby to słowo czarnoksięskie, którego moja sztuka jest niczem! — rzekł Allaraba szyderczo, — jakież to słowo?
— Oszust!
Allaraba zerwał się... twarz zbladła śmiertelnie, a ręka instynktownie sięgnęła za pas, za którym utkwiony był sztylet.
— Drżyj przedemną, kapłanie, jesteś w moich rękach! — mówiła Jagiellona stojąc jak posąg marmurowy, — jeszcze jeden krok nieprzyjazny przeciw mnie, a zginiesz bez ratunku!
Z oczu Allaraby trysnęły błyskawice... płonął w nich gniew.
— Dalej! dalej! — rzekł starając się panować nad sobą.
— Nie waż się występować przeciwko mnie, bo pierwszy taki krok cię zgubi. Sprowadzę tu wielkiego wezyra i powiem mu: patrz oto kuglarz, który cię oszukał podstępami, zwierciadłami i przyrządami. Zrewiduj jego namiot.
— Tego nie uczynisz wężu! — syknął Allaraba, dobywając sztyletu z za pasa i zwracając go ku piersi Jagiellony, — słowa takie byłyby twym wyrokiem śmierci.
Jagiellona cofnęła się.
— Precz ze sztyletem! — rozkazała, — albo zdemaskuję cię w tej chwili.
Czy sądzisz że nie odgadłam sztuczek, któremi się posługujesz, ażeby opanować tych którzy wierzą w twoją moc nadprzyrodzoną? Ja powiadam, że to oszustwo, że to kuglarstwo, kapłanie. Wiesz teraz czego możesz po mnie się spodziewać, jeżeli się poważysz występować przeciw mnie nieprzyjaźnie.
Allaraba rozmyślił się.
Sztylet znikł za jego pasem.
Poskromił gniew, który w nim obudziły słowa Jagiellony i zamilkł.
— Przyszłam tu aby rozjaśnić nasz stosunek, — zakończyła wojewodzina, — wiemy teraz czego możemy spodziewać się po sobie. Spodziewam się, że