Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/505

Ta strona została przepisana.
507
JAN III SOBIESKI.

wznowimy dawne przymierze. Dobrej nocy, kapłanie.
Odwróciła się z dumę, i wyszła z namiotu.
Allaraba patrzył za odchodzącą. Niepohamowana nienawiść wrzała w je go duszy.
Dwa demony w ludzkich postaciach wystąpiły z sobą do walki.
— Wydałaś na siebie wyrok! — szepnął, — sądzisz, że mnie obalisz, zarozumiała, dumna i głupia kobieto!... Kara Mustafa padnie i ty wraz z nim. Zwycięzcą będzie... Allaraba..

123.
Ucieczka.

Assad basza przypatrywał się zdaleka jak indyjskiemu kapłanowi powiodło się czerwonego Sarafana w ostatniej chwili jeszcze ocalić od śmierci.
Patrzył jeszcze jak czarni żołnierze odprowadzali czerwonego Sarafana do namiotu Jagiellony, a potem poszedł do Solimana baszy do odległego przekopu.
Teraz w nocy potrzeba było czerwonego Sarafan wykraść z obozu co nie było bynajmniej łatwem zadaniem.
Jagiellona kazała go pilnować, przedewszystkiem więc należało wykraść go z namiotu.
Można było tego dokonać tylko przez rozcięcie ściany namiotu, podczas gdy słudzy Jagiellony będą we śnie pogrążeni.
Jednakże czerwony Sarafan nie mógł przejść niepoznany koło wart i placówek, a chociaż żołnierze bardzo pragnęli ocalić go, jednakże pod dozorem oficerów musieliby spełnić swój obowiązek i zatrzymać jeńca.
— I tego niebezpieczeństwa będzie można uniknąć, — rzekł Soliman, rozpraszając obawy swojego towarzysza, — weź z sobą mój długi płaszcz i moją armeńską czapkę, ubierz w nie czerwonego Sarafana, wówczas każdy będzie myślał, że to ja i będzie mógł bez przeszkody wyjść z tobą z obozu. Gdy go odprowadzisz, przyniesiesz mi napowrót płaszcz z czapką.
Assad zgodził się na tę propozycyę.
Dwaj Armeńczycy handlujący bronią siedzieli tak o zmroku w przekopie i naradzali się. Tylko kilka godzin pozostawało na wykonanie zamiaru.
Gdyby tę noc stracili, ratunek byłby zapóźny, gdyż kapłan indyjski nie mógłby już przeszkodzić egzekucyi, któ ra nazajutrz nastąpiłaby niewątpliwie, ponieważ Jagiellona domagała się tego bardzo usilnie.
— O północy zabiorę się do dzieła, — szepnął Assad do swojego kolegi, — przed świtem czerwony Sarafan musi opuścić obóz. Jutrzejszej nocy zejdziemy się z kapłanem Allarabą. Jest on nasz!
— Bądź ostrożny, żeby nas nie podszedł.
— Skarby go skusiły! Przyjdzie!
— Opuszcza Kara Mustafę?
— Zdradza go za złoto.
— Nędzny pies! — szepnął Soliman, — doprawdy wart on być powiernikiem Kara Mustafy! Pogardzam nimi obydwoma!
— Przedewszystkiem musimy przez Allarabę dostać w ręce wielkiego wezyra! — odpowiedział Assad pocichu, — gdy go będziemy mieli, postanowimy co czynić dalej! Jutrzejszej nocy wszystko się rozstrzygnie, dzisiaj trzeba uwolnić czerwonego Sarafana, aby usunąć grożące niebezpieczeństwo obozowi.