Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/506

Ta strona została przepisana.
508
JAN III SOBIESKI.

Ściemniało się coraz bardziej.
— Zdaje mi się, że noc będzie sprzy jała ucieczce, — rzekł Soliman, — niebo jest pochmurne, będzie ciemno.
— Niezadługo zabiorę się do roboty.
— Strzeż się, żeby cię kto nie spostrzegł.
— Nie obawiam się, wiem że więzień jest strzeżony.
— Czy pójdziesz sam?
— Tak jest, sam! Ostrym moim sztyletem rozetnę płótno namiotu, skórę i makkaty. Jeżeli jaki służący wejdzie mi w drogę, to zginie.
— Polska księżna będzie się mściła i nie spocznie, dopóki nie znajdzie wybawcy, — zauważył Soliman basza po cichu, — wiesz, że Kara Mustafa ma dla niej wielkie względy.
— O nas nikt nie będzie myślał.
— Ale gdy placówki zaraportują, że jeden z nas tej nocy obóz opuszczał, to może powziąć podejrzenie!
— Nie przypuści, żeby czerwony Sarafan użył tego przebrania! — odpowiedział Assad basza.
Cisza panowała w przekopach i w obozie. Nagle jednak zaczęły grać armaty. Kara Mustafa dał rozkaz ostrzeliwania miasta.
Z murów i wałów Wiednia słabo odpowiadano na ogień, co było oznaką, że zaczynało brakować amunicyi oblężonemu miastu.
Noc zapadła.
Posiliwszy się i ugasiwszy pragnienie, wyszedł z namiotu.
Znał dobrze namiot Jagiellony i osłonięty ciemnością zbliżył się do niego. Pod swym długim płaszczem armeń skim miał ukryty płaszcz i śpiczastą czapkę Solimana.
Przed namiotem wojewodziny nie było warty. Słudzy pilnujący Sarafana, leżeli w namiocie przed przedziałem, w którym go trzymano.
Zasnął on dopiero przed kwadransem.
Obszedłszy namiot dokoła, ukląkł od tylnej jego strony i zaczął ostrym swym sztyletem rozcinać grubą tkaninę stanowiącą jego zewnętrzną ścianę.
Nie wiedział, czy czerwony Sarafan znajdował się w tem miejscu, do którego miał się dostać.
Wewnątrz namiotu panowała głęboka ciemność.
Assad zaczołgał się tam i macał rękami dokoła siebie. Nie było tam nikogo.
Rozciął u dołu cienką ścianę, która ten przedział od sąsiedniego dzieliła i wszedł tam.
Nagle poczuł skórę rozciągniętą na ziemi i dotknął nogi człowieka.
Czerwony Sarafan obudził się i podniósł.
— Kto tu jest? — zapytał.
Assad był w trudnem położeniu.
— Cicho! szepnął, — jesteś czerwony Sarafan?
— Tak, czego chcesz odemnie? — Jeżeli jesteś czerwony Sarafan, to chodź ze mną, — rzekł Assad po cichu, — przyszedłem cię uwolnić.
Dał się słyszeć śmiech cichy.
— Nie mogę wyjść, jestem związany! — szepnął więzień.
— Masz sztylet, uwilnij się!
— Nie mogę! Ręce związano mi z tyłu!
— Więc ja cię uwolnię, — rzekł Assad, — bądź cicho.
Czerwony Sarafan nadstawił nieznajomemu wybawcy swoje spętane nogi.
Assad bez trudności rozciął pęta.
— Oto moje ręce, — szepnął czerwony Sarafan odwracając się.