Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/51

Ta strona została przepisana.
53 
JAN III SOBIESKI.

rzał gwałtownie w liście drzew i w twarz jeźdźca, któremu orzeźwiający jego chłód sprawiał przyjemność. Wkrótce jednakże noc zaczęła przedstawiać coraz więcej przerażający obraz. Trzask łamiących się gałęzi, wycie burzy i huk coraz bliższego grzmotu stanowiły okropny koncert.
Jan Sobieski spokojny i nieustraszony jechał dalej.
Błyskawice pruły niebo i na mgnie nie oka oświetlały drogę. Niebieskawe, magiczne ich światło znikało jednak tak szybko, jak się ukazało. Uderzenia piorunów następowały po sobie tak często, że huk: ich wstrząsał ziemią.
Deszcz zaczął padać gęstszy. Światło błyskawic oświetlało drogę prowadzącą przez las. Drzewa przy drodze ukazywały się jak olbrzymie widma wyciągające daleko swe kościste ramiona.
Błyskawice i grzmoty następowały raz po raz.
Nagle przebiegła sycząca, oślepiająco jasna ognista iskra i ze strasznym hukiem uderzyła w jedne z wysokich drzew druzgocząc je i powalając.
Koń samotnego jeźdźca dał dęba, zrobił kilka gwałtownych skoków, a potem gnany postrachem puścił się galopem drogą. Jan Sobieski starał się go powstrzymać, ale spłoszone zwierzę pędziło nie zważając na jego wysilenia, tak że Sobieski szybciej niż zamierzał i sądził przejechał las.
— Tymczasem Szymon, który się udał bliższą ścieżką od lasu, przybył do jednej wioski, gdzie musiał przechodzić koło karczmy, w której codziennie raczył się wódką.
I tym razem coś go tam ciągnęło. W karczmie na stole paliło się światło widoczne zdala podczas ciemnej nocy.
— Tyle czasu jeszcze będę miał mruknął do siebie i wszedł do karczmy, gdzie sobie kazał dać wódki, chwaląc się przed karczmarzem swoją strzelbą.
— Masz szczęście, Szymonie, — mówił gospodarz oglądając muszkiet, — ale na wszystkich świętych, zasługujesz na to! Któż lepiej strzela od ciebie? I czyż nie jesteś dzień i noc na stanowisku?
— W mojej chacie leśnej nie mam co robić, wolę być w lesie, — odpowiedział Szymon, wypiwszy, — robactwo zjadłoby człowieka w chałupie!
— Taką strzelbą nikt się nie poszczyci, — wychwalał karczmarz.
— Dajcie mi jeszcze jedną miarkę, karczmarzu! — zawołał Szymon, — zapłacę jak dostanę nagrodę!
Gospodarz napełnił czarkę dobrego kundmana, Szymon zabrał się do picia.
Oczy zaczęły mu się świecić, ale miał tęgą głowę i mógł wypić dużo.
W tej chwili mimo karczmy przechodziła ślepa niewolnica. Okna szynkowni były otwarte, mogła więc słyszeć co mówiono.
Słuchała przez chwilę.... poznała głos gajowego... przejęło ją to radością, gdyż mogła go wyprzedzić!
Szybko pośpieszyła w dalszą drogę.
— Burza będzie w nocy, — mówił gospodarz, — mógłbyś tutaj pozostać Szymonie.
— Nie można karczmarzu, nie można, — odparł Szymon, — mam jeszcze do roboty coś tej nocy.
— Czy słyszysz? Burza już się zaczyna!
— Niech się zaczyna! muszę iść! Właśnie nie powinienem był nawet tutaj wstępować, ale tyle czasu znajdzie się zawsze! Nalej mi jeszcez jeden kubek! Ale uczciwy, powiadam ci! Pamię-