Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/514

Ta strona została przepisana.
516
JAN III SOBIESKI.

— Krew płynie! Dosyć! Kanclerz pac raniony!
— Ja raniony? Nic nie wiem o tem, odpowiedział Pac pogardliwie.
— Tutaj na ręku rana.
— Nieznaczące draśnięcie, — odparł Pac, — bijemy się dalej. Nie jestem niezdolny do walki.
Trzeba było uczynić zadość jego żą daniu. Nie uważał na krople krwi płyną tej z jego rany i był tak wzburzonym, że jej nie czuł.
Książę nie rzekł ani słowa i stanął znowu do walki.
Szable zaczęły szczękać jeszcze żywiej. Kanclerz chciał koniecznie zadać cios przeciwnikowi, ale ten odpieraj jego cięcia według wszelkich prawideł sztuki.
Nagle kanclerz korzystając z niedostatecznego zasłonięcia się księcia, zadał cios ale nietrafny, zaczął więc wal czyć cięciami niedozwolonemi w honorowem spotkaniu.
Hrabia Thurn spostrzegł to, i chciał przerwać pojedynek, ale Pac nie słuchał go, lecz nacierał coraz żwawiej.
— To nie jest lojalna walka! — zawołał hrabia Thurn, — nie mogę brać w niej udziału. Pojedynek skończony.
Turecki oficer odparł z gniewem, że walka winna być prowadzoną do końca i że każdy ma prawo bić się, jak mu się podoba.
W tej chwili kanclerzowi szybko wykonanem podstępnem cięciem udało się zadać księciu straszny cios w górną część ramienia, tuż przy szyi, tak, że książę zachwiał się i szabla wypadła z jego ręki.
Śmiertelna bladość powlekła jego twarz i opuściła go przytomność.
Z szatańskim śmiechem zwrócił się Pac do baszy. Tryumfował. Był przekonany, że książę ranionym jest śmiertelnie.
Basza chciał wziąć jego szablę i obetrzeć z krwi.
Krew niech pozostanie na szabli! — zawołał Pac tryumfująco, — to krew zwyciężonego przeciwnika. Będzie mi przypominała żem go pokonał.
Hrabia Thurn nie słuchając tych słów, zwrócił się do rannego.
Służący nadbiegł szybko.
Książę był bezprzytomny i leżał jak martwy na trawie, oświetlony blaskiem księżyca, w którym twarz jego miała tak martwy wyraz, że hrabia Thurn sądził, iż już nie żyje.
Służący załamał ręce i narzekał.
Nie troszcząc się więcej o pokonanego przeciwnika, kanclerz odwrócił się i z półszyderczym, półwzgardliwym uśmiechem dosiadł konia.
Basza uczynił to samo.
— Tak się karze tych, co nas obrażają, — mówił kanclerz, — książę miał złość do mnie, zapewnie dla tego, że wiem o tem, iż ta, z którą się ożenił, była dawniej ślepą niewolnicą i że ta niewolnica mnie nienawidzi. Niechże go teraz jego towarzysz do byłej niewolnicy odwiezie.
Śmierć jego niezawodna! — rzekł basza do kanclerza.
— Pozostawmy go jego losowi, — odpowiedział Pac.
Odjechali do niezbyt oddalonych przekopów.
Tymczasowo hrabia Thurn opatrywał głęboką ranę księcia.
Służący był tak przerażony, że drżał i nie mógł pomagać.
— Ustąp i przestań narzekać! — rzekł hrabia niechętnie.
— Bogu dzięki... żyje... przychodzi do siebie, — szepnął hrabia.
Służący sprowadził powóz.