Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/517

Ta strona została przepisana.
519
JAN III SOBIESKI.

— Życzę ci tego w twoim interesie, wielki wezyrze. Ostrzegłam cię, spełniłam co do mnie należało, — zakończyła Jagiellona rozmowę i wyszła z namiotu.
Tymczasem zrobiło się ciemno.
Po niejakim czasie Kara Mustafa udał się bez orszaku do namiotu Allaraby, z którego dochodziły dźwięki czarownej muzyki.
W namiocie było jasno jak w dzień.
Allaraba obchodził ostatnią noc świąt Kamy.
Było to następnego dnia po zawarciu układu z Assadem.
W części namiotu, w której przyjął wielkiego wezyra, oświetlenie było łagodne, dostające się do wnętrza przez otwór w kształcie półksiężyca. Stały tam sofy i małe stoliki przy ścianach.
Na środku znajdowała się grupa stanowiąca żywy obraz.
Kilka pięknych dziewcząt trzymało się w objęciach, nieporuszenie. Jedne klęczały i leżały, inne stały. Niepewny blask światła podnosił piękność tej grupy.
Allaraba zaprowadził dostojnego gościa do przeznaczonej dlań sofy.
Wielki wezyr skinął na niego, aby przy nim pozostał.
— Muszę z tobą przemówić, — rzekł stłumionym głosem, — przestrzegano mnie przed tobą!
Allaraba uśmiechnął się wzgardliwie.
— Wiem kto, mądry i potężny baszo, — odpowiedział, — cudzoziemska księżna. Gniewa się na mnie. Czy jej wierzysz?
— Będę czekał i czuwał, kapłanie! Biada ci, gdyby jej słowa sprawdzić się miały!
— Czyliż chcesz słuchać słów rozgniewanej kobiety, wielki i potężny baszo? Mądrość twoja nie potrzebuje rad i przestróg kobiecych, — rzekł Allaraba z pogardą. — Ale przyszedłeś i dałeś mi ten dowód, że nie wierzysz jej słowom.
— Dotychczas nie miałem przeciw tobie żadnego dowodu, będę więc czekał i dopóki go nie znajdę, ufam ci!
Błysk szatańskiej radości przebiegł twarz Allaraby.
— Ostatnia noc Kamy; zaczyna się, wielki i potężny baszo, — rzekł, — jesteśmy spokojni, nikt nas nie widzi! Święta kończą się tej nocy!
W tej chwili, jakby na skinienie Al laraby, piękne dziewczęta zaczęły wykonywać powabne ruchy. W plastyczne formy wstąpiło nagle życie, twarze i oczy rozjaśniły się.
Grupa rozsunęła się zwolna, ukazały się przy dziewczętach złote kubki. Dziewczęta wzięły je, rozeszły się i dwie z pomiędzy nich przystąpiły z kub kami i dzbankami do wielkiego wezyra i kapłana.
Uklękły przed nimi, nalały kubki i podały wezyrowi i kapłanowi z zalotnem spojrzeniem.
Kara Mustafa ujął kubek i poniósł go do ust, lecz zaraz rzucił.
— To wino, kapłanie! — zawołał, — wiesz że Koran wina zabrania! — Pij bez wahania ten napój, wielki i potężny baszo, — odpowiedział Allaraba, — to nie jest wino, tylko trunek podobny, dozwolony!
Klęcząca dziewczyna podała wielkiemu wezyrowi świeżo nalany kubek i uśmiechnęła się tak powabnie i zalotnie, że Kara Mustafa nie mógł się oprzeć, ujął kubek i wychylił.
— Czy to należy do obchodu święta Kamy? — zapytał, — napój jest dobry! Nalej mi jeszcze raz, dziewczyno.
Bajadera z uśmiechem spełniła rozkaz.