Hrabia Thurn odwrócił się, ażeby ukryć swoje łzy.
Po twarzy sędziwego Braili spływały dwie gorące krople.
Nie było jednak czasu do stracenia. Trzeba było zaraz zaprowadzić Sas sę do księcia, jeżeli miała zastać go przy życiu.
Sassa zapanowała już nad sobą i odzyskała odwagę.
— Zaprowadź mnie pan do mego męża! — rzekła.
Braila spełnił jej życzenie, prosząc jej tylko, aby przy rannym nie okazywała boleści.
Gdy weszli do słabo oświetlonego pokoju, w którym książę leżał na łóżku, Braila zbliżył się do niega, aby zobaczyć, czy żyje jeszcze.
Dwaj obecni lekarze i służący stali w głębi pokoju.
Dał się słyszeć słaby głos księcia. Pytał o żonę i był przytomny.
Sassa przystąpiła do łoża umierającego i padła na kolana.
Książę podaj jej rękę.
— Musimy się rozstać, Sasso, rzekł gasnącym głosem.
— Odchodzisz odemnie, mój mężu? Chcesz mnie pozostawić samą? — zapytała Sassa z boleścią. — Cóżbym ja poczęła bez ciebie?
— Skończone... czuję, że umieram... wszystko co posiadam jest twoje... pociesz się bogactwem, które ci pozostawiam...
— Nazywasz to pociechą? O niech będę biedną zupełnie, ale nie porzucaj mnie!...
— Znam twoje serce, Sasso... bądź zdrowa!... Pac... zabił mnie... zdradziecko!...
— Wydziera mi cię, zbrodniarz! On i Jagiellona nie mogli znieść mojego szczęścia i burzą je okrutnie...
Ukryła twarz w poduszkach.
Ręka księcia opadła ciężko.
— Noc mnie otacza... — szepnął umierający, — gdzie jesteś, Sasso?
— Tutaj, mój panie i małżonku! — odpowiedziała Sassa przez łzy.
— Jesteś tu... przy mnie... skończone... umieram... — szepnął książę jeszcze.
Sassa modliła się gorąco.
Ostatnie westchnienie wydał książę, potem nastąpiła cisza, cisza śmierci.
Braila zbliżył się po cichu.
— Książę Aminow nie żyje! — rzekł wzruszonym głosem.
Z głośnym płaczem padła Sassa przy umarłym.
Widok był niewypowiedzianie wzruszający.
Przełożonych miasta zawiadomiono o blizkim zgonie księcia.
Hrabia Stahremberg wszedł do pokoju i przystąpił do umarłego, który leżał blady i nieruchomy.
Hrabia podał rękę księżnej i podniósł ją.
— Bóg niech cię pocieszy księżno, — rzekł łzawym głosem, — ciężka próba przyszła na panią. Boleść twoja jest świętą i słuszną, ale żyj pani dla tych, dla których byłaś dotąd zbawczym aniołem. Anielskim było zadanie, jakieś pani sobie założyła. Jeżeli możesz znaleźć pociechę, to jedynie tylko w jego spełnianiu!
Opuściwszy szczęśliwie obóz turecki i rozstawszy się z Assadem czerwony Sarafan puścił się prosto do Sobieskiego.