fana, który książętom służył za przewodnika, okazała się prawdziwą.
Tymczasem król Sobieski odbył na górze z innymi dowódzcami naradę. Był on przez dwadzieścia sześć godzin nieobecny przy wojsku, które zaczynało być niespokojnem. Płonne były obawy, gdyż król powrócił zdrów i cały.
Niemieckie oddziały wojska stoczyły przez ten czas kilka zwycięzkich potyczek z plądrującemi oddziałami Tatarów.
Po powrocie króla, wojska ruszyły na Kahlenberg, budując potrzebne mosty, torując drogi, rozstawiając warty i wysyłając naprzód armaty. Wszystkie przeszkody usunięto, dzień rozstrzygający był blisko.
Powróćmy do dnia uroczystości Kamy i do namiotu Allaraby, w którym nagle wszystkie światła zagasły, a wielki wezyr leżał bezwładny na sofie.
Kara Mustafa znajdował się w mocy indyjskiego kapłana i cała kampania mogła przybrać niespodziewanie nowy kierunek, gdyby ogromne wojsko tureckie pozbawione swego naczelnego wodza, gdyby wielki wezyr padł ofiarą podstępu kapłana.
Allaraba pozostał sam z uśpionym w ciemnym przedziale namiotu, mającym dwa wyjścia.
Po niejakim czasie kapłan wyszedł i udał się do tylnego wyjścia ze swego wielkiego, w głębokiej ciszy nocnej pogrążonego namiotu.
Odsłoniwszy zasłonę spostrzegł w niewielkiem oddaleniu dwóch Armeńczyków oświetlonych blaskiem księżyca.
Skinął na nich.
Assad i Soliman zbliżyli się do niego cicho i ostrożnie.
— Lękam się, czy nas nie zdradzono kapłanie, szepnął Assad.
Allaraba drgnął.
Zdradzono? jakto? — zapytał.
— Zdawało mi się, żem spostrzegł tam pomiędzy namiotami kilka poruszających się cieniów.
— Pewno warta, — rzekł Allaraba.
— Gdzież ten, którego masz nam wydać, kapłanie?
— Wszystko gotowe! Możesz go zabrać i wynieść. Tu w namiocie jest lektyka.
— A gdzież on sam? — zapytał Assad.
— Chodźcie za mną, zaprowadzę was do niego, — odpowiedział kapłan pocichu.
— Czy w twym namiocie kto nas nie podpatrzy?
— Nie ma nikogo takiego, coby nam mógł zawadzać.
— Więc przystąpmy do dzieła! Północ! Najlepsza chwila! Nasze konie i niewolnicy są w pogotowiu.
Ciemno w twoim namiocie, nic nie widać, — szepnął Assad, wszedłszy z Solimanem i kapłanem do głębi.
— Poświęcę wam! poczekajcie! — odpowiedział Allaraba.
Po chwili wyniósł z przyległego przedziału małą ślepą latarkę, która jasno oświeciła miejsce, gdzie się znajdowali Assad i Soliman.
Allaraba trzymając latarkę poszedł naprzód do przedziału, w którym wielki wezyr odurzony leżał na sofie.
— Czy on nie żyje? — zapytał pocichu Assad.