Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/527

Ta strona została przepisana.
529
JAN III SOBIESKI.

— Nie zdradzaj ani słowem tego co ujrzysz, — rzekła doń z cicha.
Oficer przeląkł się strasznie, ale nie wyrzekł słowa.
— Związać Armeńczyków, a nosze zanieść do namiotu wielkiego wezyra, — rozkazała Jagiellona żołnierzom.
Wszelki opór byłby szaleństwem Assada i Solimana; obskoczono ich i związano w jednej chwili.
— Co za nieszczęście! — rzekł oficer do Jagiellony, — czy on nie żyje?
— Jeszcze niewiadomo! Nie trzeba nic rozgłaszać! W namiocie zarządzimy resztę, odpowiedziała Jagiellona.
Żołnierze ponieśli lektykę, a inni odprowadzili Armeczyków, ażeby ich umieścić w pewnem miejscu.
Jagiellona czy nie śmiała, czy też zapomniała kazać ująć i związać indyjskiego kapłana.
Udała się śpiesznie z oficerem do namiotu wielkiego wezyra, do którego wniesiono nosze.
Gdy je postawiono w jednym z oświetlonych przedziałów, Jagiellona kazała oddalić się służącym.
— Nikt nie powinien słyszeć i wiedzieć o tem co zaszło, — rzekła do oficera, — rozgłoszenie mogłoby mieć straszne następstwa. Wyjm pan wielkiego wezyra z noszów i połóż na sofie.
W tej chwili basza, który przy Kara Mustafie pełnił służbę osobistą wszedł do namiotu.
Jagiellona nie śmiała kazać mu odejść, była zmuszoną wyjątkowo wtajemniczyć go w to co zaszło. Poszła naprzeciw niemu.
Patrz! rzekła pocichu, — czy znasz tego umarłego? Oficer właśnie wyjmował wielkiego wezyra z lektyki.
Można było spostrzedz wielki przestrach baszy, chociaż, jak wszyscy Turcy umiał on panować nad sobą. Patrzył osłupiały na martwe ciało.
— Ani słowa! — szepnęła Jagiellona, — może go jeszcze będzie można ocalić!
Basza pomógł oficerowi złożyć na sofie bezwładnego Mustafę.
— Co się stało? — zapytał basza, — czy wielki wezyr zachorował tak nagle?
— Byłby padł ofiarą swych nieprzyjaciół, gdybym ja temu nie przeszkodziła, — odpowiedziała Jagiellona.
— Wielki wezyr jeszcze żyje, — oświadczył basza, — jeszcze jest ciepły. Serce jego bije!
— Przynieść ożywiających środków, abyśmy go mogli ocucić, — zarządziła Jagiellona, — tymczasem jednak nie mów nikomu o tem co się stało.
Basza wyszedł i powrócił za chwilę, przynosząc słoiki i flaszki.
Zaczęto dawać uśpionemu do wąhania rzeźwiące esencye.
Odurzenie było tak silne, że wszystkie usiłowania nie wydawały skutku.
Powoli zaczęło dnieć.
Basza sprowadził ulubionego niewolnika wielkiego wezyra, który skrapiał czło swojego pana zimną wodą.
Nareszcie otworzył oczy. Spojrzał błędnym wzrokiem dokoła.
— Jesteś ocalony. Wielki wezyrze! — rzekła Jagiellona, — życie zwycięża. Nie przybyłam jeszcze zapóźno.
Kara Mustafa potarł ręką czoło i oczy. Nie pojmował, co się z nim działo.
— Co się stało? co mi jest? — zapytał, — czy ja śnię?
— Czychano na twoje życie. Skrytobójcy są ujęci. Ja cię im odebrałam! — odpowiedziała Jagiellona.
Wielki wezyr patrzył na nią nie rozumiejąc.