Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/528

Ta strona została przepisana.
530
JAN III SOBIESKI.

— Byłem w namiocie kapłana, — rzekł.
— Kapłan należy do twoich wrogów, którzy śmierć twoją zaprzysięgli. Każ go także aresztować, wielki wezyrze, — mówiła Jagiellona dalej, — w tej lektyce chcieli cię wynieść dwaj Armeńczycy handlujący bronią, a Allaraba im pomagał.
— Byłem pogrążony w głębokim śnie.
— Jakże się masz teraz? — Szumi mi w uszach, jak gdybym stał nad morzem, — odpowiedział Kara Mustafa, — chcę sobie przypomnieć co się stało, ale wiem tylko tyle, że siedziałem na sofie w namiocie kapłana i piłem napój, który mi podawała bajadera.
— Napój ten zawierał truciznę wielki wezyrze, — mówiła Jagiellona. — Wydaj rozkaz natychmiastowego uwięzienia indyjskiego kapłana. Dwaj Armeńczycy, z któremi był w zmowie są związani i uwięzieni.
— Przyprowadź ich tutaj, — rzekł Kara Mustafa do oficera, — chcę się od nich dowiedzieć, co miano zrobić.
— Nadeszłam w tej chwili, gdy cię wynosili w lektyce! Domyśliłam się zbrodniczego zamiaru. Wiesz, żem cię ostrzegała przed indyjskim kapłanem, a mimo to jednak udałeś się wczoraj wieczorem do jego namiotu. Przeczuwałam, że uknuto zamach na twoje życie.
Twarz wielkiego wezyra zachmurzyła się.
— Nie mogę temu wierzyć pani, — rzekł, — twoja obawa czy wyobraźnia posuwa się zadaleko. Allaraba chciał zapewne, ażeby Armeńczycy tutaj mnie przynieśli..
Jagiellona uśmiechnęła się szyderczo.
Wierzysz temu, wielki wezyrze? — odpowiedziała, — jeżeli tak, to nadareńmie noc straciłam i nie doczekałam się wdzięczności za to żem cię ocaliła. Nie chcesz się wyrzec wiary w kapłana, wielki wezyrze... dobrze! Nie chcesz słuchać mojej przestrogi. Dobrze! Czyń, co ci się podoba!
— Któż może dowieść mu winy, pani?
— Napój był zatruty. Czyżbyś inaczej popadł w tak ciężką bezwładność? Chciano cię zabić albo wykraść, inaczej coby tam robili ci dwaj Armeńczycy z lektyką?
Dzień już był jasny. Oficer wysłany przez wezyra, wrócił.
— Wprowadź tych Armeńczyków! — rozkazał wielki wezyr.
— Pytaj ich, — rzekła Jagiellona do Kara Mustafy, — a gdyby wyznać nie chcieli, weź ich na tortury!
Oficer wprowadził Armeńczyków do namiotu.
Mieli oni odkryte głowy, ponieważ przy aresztowaniu stracili turbany. Włosy w nieładzie spadały im na głowy i na twarz.
Wielki wezyr spojrzawszy na nich drgnął.
— Zrzućcie wasze armeńskie suknie! — zawołał z twarzą i wzrokiem, które odzyskiwały życie, — nie jesteście armeńscy handlarze! Poznają was zdrajcy! Tyś Assad basza, a tyś Soliman basza!
Słowa te wywarły na otaczających niesłychane wrażenie.
Jagiellona uśmiechała się tryumfująco.
— Dobry połów zrobiłeś, wielki wezyrze, — rzekła, — czy wątpisz jeszcze o zbrodniczych zamiarach tych dwóch baszów, którzy uciekli, ażeby tu przybyć w przebraniu.