Czegoście tu chcieli w obozie? — zapytał Kara Mustafa, — w jakim zamiarze przybyliście tu w przebraniu? Wiedzieliście przecież, że was tutaj śmierć czeka! Coście robili w nocy w namiocie kapłana. Coście chcieli zrobić z lektyką, w której ja byłem? Wiem to i powiem wam zaraz. Sułtanka Walida was tu przysłała, abyście mnie zabili i zawieźli do Stambułu! Nie udało się wam jednakże. Dzięki ci księżno, za twoją czujność i pomoc. Teraz wszystko rozumiem.
— Największa wina ciąży na kapłanie, który się sprzymierzył z tymi na jemnikami! — odpowiedziała Jagiellona.
— Księżna ma słuszność! — schwy tać natychmiast indyjskiego kapłana, — rzekł Kara Mustafa do stojącego w blizkości baszy, — związać go. Związać także tych dwóch Armeńczyków i wsadzić ich do klatki. Namyślę się, co z niemi zrobić, odpowiadasz mi życiem za to, że nie uciekną.
Gdy z rozkazu Jagiellony straż uprowadziła dwóch Armeńczyków z lektyką, Allaraba miał czas powrócić do swego namiotu.
Pienił się z wściekłości. Pięść jego ściskała długi sztylet, który miał za pasem.
Gdyby w tej chwili Jagiellona była gdzie blizko, byłby ją przebił.
Rozumiał on doskonale niebezpieczeństwo, jakie mu groziło.
Wróciwszy do namiotu, stał przez chwilę i namyślał się.
Gdyby w tej chwili kto wszedł do niego, Allaraba rzuciłby się nań i zabiłby go najprzód, a następnie siebie.
Nikt nie przyszedł.
Kapłan miał czas namyślić się, czy miał uciekać czy też usiłować raz jeszcze ująć wielkiego wezyra i doświadczyć swojego wpływu.
Uciekając, nie mógł zabrać z sobą wszystkich swych bogactw, musiał zostawić znaczną ich część i cały namiot z urządzeniem.
Z drugiej strony gdyby pozostał, groziło mu niebezpieczeństwo straszne w razie poznania dwóch baszów i wykrycia ich tajemnych planów, do których kapłan indyjski dopomagał.
W każdej chwili straż mogła przyjść do namiotu po niego.
Był jeszcze czas do ucieczki. Działając szybko, przy pomocy koni uwięzionych Armeńczyków, które były w pogotowiu, mógł uciec.
Musiałby jednak pozostawić na łup wszystko co miał w namiocie.
Na tę ofiarę nie mógł się zdecydować. Chciał zabrać przynajmniej skarby. Nie mógł wziąć pięknych dziewcząt, które stanowiły jego harem, bajader, które mu służyły do uroczystości, zwierciadeł, aparatów i całego przyozdobienia namiotu.
Nagle szmer jakiś obudził Allarabę z zamyślenia.
Obejrzał się.
Był to służący jego Timur, który wszedł z latarką i spostrzegł go.
Timur chciał wyjść pocichu, ale kapłan już go spostrzegł.
— Wychodziłeś z namiotu? — zapytał.
— Tak, panie, odpowiedział sługa.
— Czy nie widziałeś czego szczególnego? — zapytał.
— Nie, panie!