Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/53

Ta strona została przepisana.
55 
JAN III SOBIESKI.

Niepodobna do opisania trwoga przejęła ją.
Jeżeli gajowy tymczasem ją uprzedził?... jeżeli ona nie znajdzie Jana Sobieskiego?... jeżeli nie zdoła go przestrzedz?... Myśli te wywierały na Sassie dreszczem przejmujące wrażenie. W pośpiechu zboczyła z właściwej drogi, trzeba ją było teraz odnaleźć. Nie było to jednak łatwem zadaniem dla niewidomego dziewczęcia.
Burza wybuchła. Deszcz gwałtownie uderzył w delikatną postać i przeinaczał szarę sukienkę biednej Sassy.

i Nie czuła tego jednak. Potrzeba było ostrzedz i ocalić zagrożonego strasznem niebezpieczeństwem.
Wróciła nazad podczas wycia wichru i coraz bardziej zbliżających się grzmotów.
Nareszcie znowu dostała się na dro gę.
Szymon już znikł w ciemnościach lasu udając się w miejsce wskazane i trzymając w pogotowiu muszkiet celem sprzątnięcia jeźdźca, którego mu usunąć polecił wojewoda. Było jednak nadzwyczaj ciemno w lesie, a przytem wypita wódka zaczęła działać w głowie gajowego.
Zaklął on, przysięgając jeźdźcowi śmierć.
Od czasu do czasu błyskawica tak jasno oświetlała jego drogę, że przystawał lub cofał się z przestrachu. Potem jednakże następowała tak głęboka ciemność, że zaledwie na odległość kilku kroków mógł ztrudem rozróżniać przedmioty.
Znał on jednak doskonale ścieżkę leśną, na której się znajdował. Chociaż nie szedł z całą pewnością, czasami zawadzając o drzewa i cofając się od nich z przekleństwem, zbłądzić jednakże nie mógł.
Zbliżył się do głównego gościńca, przeszedł nim kawałek drogi i ukrył się poza gęstem tuż przy sezrokiej drodze stojącem drzewem, które mu służyło za punkt oparcia. Tak oczekiwał na jeźdźca. Burza srożyła się ciągle. Pioruny uderzały z coraz większym hukiem, zdawało się, że świat się kończy. Błyskawice od czasu do czasu magicznie oświetlały drogę i czarne drzewa.
Sassa odnalazłszy drogę szła dalej z większą ostrożnością i wkrótce przybyła do lasu. Tutaj mogła iść śmielej, bo drzewa stojące przy drodze stanowiły granicę, której się mogła dotknąć rękami. Tu ona miała wyższość nad Szymonem, łatwiej bowiem umiała się obchodzić bez światła.
Ciemność nocy nie zatrzymywała jej wcale. Niekiedy wprawdzie dreszcz ją przebiegł na odgłos grzmotu, lecz myśl o Janie Sobieskim popychała ją dalej.
Nie straciła jeszcze nadziei, że go spotka wkrótce na wielkim gościńcu przechodzącym przez las.
Śmiertelna trwoga przejmowała ją. Lękała się opóźnić. Nie przypuszczała, że Jan Sobieski już przejechał, nie mogła wiedzieć, że spłoszony błyskawicą koń uniósł go z nadzwyczajną szybkością z niebezpiecznego miejsca.
Dostała się na wielki gościniec. Uczuła, że droga w tem miejscu musiała być o wiele szerszą.
W oddaleniu może o sto kroków od niej stał na czatach Szymon. Trzymał on muszkiet w ręce. Oparł się o drzewo i czekał na jeźdźca, który już dawno przejechał.
Szum burzy nie pozwalał mu m< słyszeć, a ciemność na gościńcu była tak gęsta, że nic na nim nie mógł rozróżnić. Zmysły jego nie były przytem