Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/532

Ta strona została przepisana.
534
JAN III SOBIESKI.

Oficer poszedł do żołnierzy otaczających namiot.
Żaden z nich nie widział kapłana.
Gdzież się podział Allaraba? Byłożby z namiotu jakie wyjście podziemne?
Raz jeszcze zrewidowano namiot, podnoszono dywany i skóry nie pomijając żadnego wyjścia.
Kapłan znikł w jakiś sposób niepojęty, czarodziejski.
Nikt w obozie ani na liniach zewnętrznych nie widział go także. A jednak uciec nie mógł.
Niewolnikom Armeńczyków udało się wprawdzie uciec, gdy usłyszeli, że ich panów wzięto, ale poszukiwania indyjskiego kapłana nie wydały żadnego skutku.

131.
Wdowa.

Długi wspaniały orszak żałobny postępował ulicami Wiednia ku cmentarzowi położonemu w bliskości wałów, na którym zbudowano grobowiec.
Odzywały się dzwony kościelne. Armaty milczały tego dnia. Większa część mieszkańców brała udział w żałobie księżnej Aminow, która utraciła małżonka.
Trumna, w której spoczywał książę, przyozdobiona kwiatami i wieńcami, umieszczoną była na okrytym kirem wozie żałobnym, który ciągnęło sześć koni. Około karawanu szła służba zmarłego.
Dalej w powozach jechali księżna, kapłan, hrabia Stahremberg, hrabia Thurn i wielu znakomitych mieszkańców miasta.
Do orszaku przyłączyli się liczni biedni i nieszczęśliwi, którzy w księżnie czcili swoją wybawczynię i opiekunkę.
Orszak wzrastał z każdą chwilą. Wszyscy podzielali żałobę księżnej, której, ofiarności tylu mieszkańców doświadczyło.
Młoda wdowa w czarnych szatach była jeszcze piękniejszą, niż zawsze. Łzy błyszczały w jej wielkich oczach, na twarzy była widoczna niewymowna boleść.
Była znowu sama na świecie. Książę, jej podpora, jej wybawca i opiekun, opuścił ją. Nie była wprawdzie teraz biedną niewolnicą z Sziras, była bogatą, była wdową po księciu, ale całe to bogactwo nie mogło jej powrócić opiekuna, nie mogła się pocieszyć po jego stracie.
Gdy obchód żałobny skończył się, gdy trumna zmarłego księcia złożoną została do grobowca, księżna powróciwszy do cichego i próżnego pałacu, padła na kolana i odmówiła gorącą modlitwę.
Po modlitwie uczuła się spokojniejszą i pokrzepioną.
Głos wewnętrzny mówił jej, że ma jeszcze na ziemi święty obowiązek do spełnienia: łagodzenie nędzy biednych oblężonych, przy pomocy swoich bogactw.
Myśl ta krzepiła ją i pocieszała.
Gdy noc zapadła, armaty odezwały się na nowo. Oblegający rzucali kule ogniste do miasta, które ogramnemi lukami przelatywały w powietrzu jak komety.
Był to widok straszny i wspaniały zarazem. Huk armat nie ustawał prawie ani na chwilę. Turcy widocznie pragnęli zmusić miasto do poddania się.
Miastu zaczęło brakować amunicyi. Ażeby oblegający nie domyślili się tego wznawiano ogień od czasu do czasu.