Nagle rozpoczęła się żywa utarczka pomiędzy przednią strażą załogi i placówkami tureckiemi. Wystrzały zaalarmowały oblegających w przekopach.
Natychmiast hrabia Stahremberg dał hasło do ogólnego ataku i z całą siłą rzucił się na nieprzyjaciela.
Należało jednakże zachować ostrożność, ażeby się nie dać otoczyć. Gdyby wojsko, które brało udział w wycieczce zostało odcięte od miasta, miasto byłoby bezwarunkowo zgubione.
Z bohaterską odwagą załoga idąc za śladem dzielnego dowódcy, postępowała naprzód, nie zważając na przewagę nieprzyjaciela, który ściągał wciąż nowe pułki. Szło o zdobycie żywności i danie oblęgającym dowodu, że miasto jeszcze nie straciło odwagi.
Walka trwała kilka godzin.
Hrabia Stahremberg zauważał, że Turcy zaczynali posuwać się bardziej w jedną stronę, rzucił więc swe siły w tę stronę, ażeby zapobiedz zamiarowi otoczenia.
Nad ranem jednak, gdy się nieco rozjaśniło, hrabia Stahremberg uznał niemożebność odniesienia pomyślnego rezultatu z wycieczki.
Waleczność załogi oparła się przeważnym siłom, lecz jakże ciężkiemi ofiarami opłacić to musiała!
Około tysiąca ludzi poniosło śmierć w tej wycieczce!
Strata Turków była przeszło dwa razy większą, główny cel zaopatrzenie miasta w żywność, osiągniętym być nie mógł.
Załoga cofnęła się powoli pod osłonę murów i wałów Wiednia.
Hrabiemu Stahrembergowi pozostało już tylko zaledwie cztery tysiące żołnierzy na obronę stolicy, mógł jednak liczyć na mieszkańców, Którzy pomimo głodu, nędzy i niedostatku wiernie z nim zawsze trzymali.
Nazajutrz po wycieczce kazał komendant wszystkim wojskom stanąć pod bronią i wtedy dopiero okazało się jak znaczną była poniesiona strata.
Nędza wzrastała żywności nie było, wszystkie zapasy zostały wyczerpane powoli i nawet za pieniądze nic dostać nie było można.
Sassa jednak była gotową do wszystkich ofiar. Rozdawała pieniądze, dzieliła się z oblężonymi czem mogła.
Jak istota zesłana przez Boga dla ulżenia nędzy i podania pomocy uciśnionem, ukazywała się wszędzie jak dobry anioł wdowa po księciu.
Assad i Soliman basza zostali związani z rozkazu wielkiego wezyra.
Kara Mustafa poznawszy obu baszów, wpadł w niesłychany gniew, zrozumiał bowiem, że uknutym był zamach na jego życie, albo też chciano go ująć i odstawić do Stambułu.
— Wysłano was? — rzekł do nich, gdy ich wprowadzono do niego, — wiem teraz wszystko! Ale poznacie mnie! Przedewszystkiem musicie się przyznać, a potem postanowię, co z wami zrobić.
Basza pełniący służbę dzienną przy wielkim wezyrze, odprowadził dwóch więźniów do jednego z namiotów. Znajdowały się tam klatki z dzikiemi zwierzętami, które wezyr wziął ze sobą, bo lubił się im przypatrywać i nieraz kazał im rzucać skazanych na pastwę.
Do jednej z próżnych klatek basza kazał zaprowadzić więźniów.