Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/535

Ta strona została przepisana.
537
JAN III SOBIESKI.

Assad i Soliman pewni śmierci ponuro spoglądali na siebie.
Rzucono im do klatki dwie płachty, które im służyć miały za posłanie i obsadzono strażą namiot, ponieważ wielki wezyr zagroził baszy śmiercią w razie ucieczki więźniów.
Przedewszystkiem trzeba było zmusić ich do zeznania.
Basza powrócił do namiotu wielkiego wezyra, do którego wszedł właśnie oficer, któremu polecono ująć Allarabę, po zabiciu przezeń pierwszego oficera.
— Czy schwytałeś kapłana? — zapytał go wielki wezyr.
— Cud się stał, wielki i potężny baszo, — odpowiedział oficer, — choć nie sądzę, żebym w czemkolwiek uchylił moim obowiązkom.
— Kapłan uciekł? — zapytała Jagiellona w namiocie wielkiego wezyra.
— Uciec nie mógł, gdyż namiot jest otoczony wojskiem, mimo to jednak znikł bez śladu!
Jagiellona uśmiechnęła się zimno i pogardliwie.
— Nowa sztuczka tego kuglarza, jak mi się zdaje, — rzekła, — czy namiot jeszcze otoczony?
— Tak jest, pani. Kapłan uciec nie może!
— Jeżeli nie uciekł, to musi być w namiocie! Idź i przyprowadź go! — rozkazał wielki wezyr.
— Nie pominęliśmy najmniejszego zakątka, obszukaliśmy wszystko, wielki i potężny wezyrze, — odpowiedział oficer.
— Więc idź i szukaj raz jeszcze! — rozkazł Kara Mustafa, — uciec nie mógł! Jeżeli się uczynił niewidzialnym, to twoją jest rzeczą zmusić go, żeby się pokazał! Idź!
Oficer wyszedł. Musiał słuchać, choć nie wiedział co począć. Na szczęście towarzyszyła mu Jagiellona, zwrócił się więc do niej.
— Idę z tobą — odrzekła, — sama wejdę do jego namiotu. Ukrył się przed wami, lecz ja odgaduję jego podstępy i pomogę wam go wynaleźć.
Było to dla oficera pociechą. Był już w niesłychanej trwodze, bo znał złość i okrucieństwo Kara Mustafy. Gdyby raz jeszcze zmuszony był powrócić nie spełniwszy zlecenia, mógłby łatwo przypłacić to życiem.
Tymczasem wielki wezyr kazał podać kawy. Ostatnie ślady oddużenia znikały. Czuł się zupełnie zdrowym.
Gdy oficerowie i urzędnicy jego orszaku, którzy po większej części nie wiedzieli o tem co zaszło, przyśli do niego, Kara Mustafa przyjął ich z uśmiechem.
— Pokażę wam parę nowych dzikich bestyi, które schwytano i osadzono w klatce! Chodźcie za mną, zobaczycie je!
Wielki wezyr wstał.
Wszyscy wyszli za nim z namiotu.
— Zawołajcie czarnego kata, — rozkazał, — niech przyjdzie z narzędziami tortury.
Mężczyźni weszli za aKra Mustafą do namiotu, w którym, jak świadczył ryk przytłumiony, znajdowały się dzikie zwierzęta.
— Patrzcie! Czy znacie to dwie bestye? — zawołał wielki wezyr, wskazując na więźniów.
Otaczający wielkiego wezyra poznali ze zdziwieniem obu baszów Assada i Solimana.
— Wstawać! — krzyknął na nich wielki wezyr, — czy nie widzicie, że ten w sąsiedniej klatce wstaje, gdy ja wchodzę, że mój tygrys faworyt chodzi nie-