Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/536

Ta strona została przepisana.
538
JAN III SOBIESKI.

spokjnie i węszy? Ma widocznie na was apetyt.
Assad i Soliman wstali.
— Czy chcecie się przyznać, kto was przysłał i jaki mieliście zamiar, — mówił Kara Mustafa dalej, — patrzcie! oto kat idzie z przyrządami do tortur!
— Tortur się nie lękam, wielki wezyrze, — odpowiedział Assad wzgardliwie, — nie myśl, że ich obawa zmusza mnie do wyznania. Ale uważam za tchórzostwo zapierania się swoich zamiarów.
— To znaczy, że chcesz się przyznać?
— Nie na torturach! Nie zmusiłyby mnie one do powiedzenia jednego słowa, gdybym postanowił Assad nieustraszony, — jesteśmy w twojej mocy, możesz z nami robić co ci się podoba... nie lękamy się śmierci!
— Na śmierć już raz zasłużyliście, — odrzekł wielki wezyr, — ale udało wam się uciec! Byliście w Stambule!...
— Dowiesz się prawdy, wielki wezyrze! Tak jest, byliśmy w Stambule i otrzymaliśmy od sułtana i jego matki rozkaz dostawienia cię żywym lub martwym do Stambułu.
— Domyślałem się tego! — zawołał Kara Mustafa, — nie udało się wam jednakże! Opowiadaj dalej!
— Przybyliśmy do obozu jako Armeńczycy handlujący bronią i nikt nas nie poznał aż do tej chwili.
— A kapłan?
— Przynieśliśmy mu skarby, które teraz dostały się w twe ręce, i oświadczył, że wyda cię w nasze ręce!
— Wojewodzina ma zatem słuszność, kapłan był ich wspólnikiem! Sułtan zatem was przysłał! Ale się przerachował i ucierpi na tem bardzo jego powaga! Gdy ja dla niego zdobywam miasta i kraje, on na mnie nasyła skrytobójców jednego po drugim! Mów dalej!
— Skończyłem, wielki wezyrze! — rzekł Assad, — kapłan dotrzymał słowa! Wprowadził cię w odurzenie i oddał nam, abyśmy cię zawieźli do Stambułu.
— Śmierć wam za to! — zawołał Kara Mustafa, — ja jestem panem i moja wola jest we wszystkiem! Jakkolwiek zręcznie wzięliście się do rzeczy, nie udało się wam jednakże, bo czas mój jeszcze nie przyszedł i nie stanąłem tam, gdzie mam stanąć! Mam was w ręku i zniweczę was! Był to zuchwały zamiar, na brodę Proroka! Poważyli się targnąć na mnie! Musiano wam przyrzec wielką nagrodę, albo nienawiść do mnie tę myśl wam podała!
— Nienawiść do ciebie, tak! — odpowiedział Assad ze szczerością, która świadczyła, że to co mówił, sprawiało mu zadowolenie, — nienawiść do ciebie, wezyrze, nie chęć zysku!
— Dobrze, Assadzie baszo podoba mi się twoja otwartość, — rzekł Kara Mustafa z szatańskiem szyderstwem, — nie powiesz, żem jej nie umiał ocenić! Wyrok dowiedzie tego tobie i twemu towarzyszowi! Patrz, widzisz mojego tygrysa! Piękne to zwierzę nie spuszcza oka z ciebie i Solimana baszy. Ostrzy na was zęby! Dobrze! Tygrys pokaże, czy wart tego, żeby dostał dwóch baszów na pieczyste!
Otaczający słuchali z przerażeniem tygrysa, który ryczał, jak gdyby rozumiał słowa swojego pana.
Assad nie zmienił wyrazu twarzy. Z wielkim spokojem i panowaniem nad sobą wysłuchał wyroku wielkiego wezyra.
— Będziecie walczyli z tygrysem! — mówił Kara Mustafa dalej, — nie chcę was mu rzucać związanych. Bę-