Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/539

Ta strona została przepisana.
541
JAN III SOBIESKI.

Z głuchym hukiem pod wpływem gorąca posąg rozpadł się w kawały.
Na postumencie ukazał się kapłan, który był ukryty wewnątrz posągu.
— Kapłan żyje! tam stoi kapłan! zawołano.
Kara Mustafa zaledwie uwierzył swoim oczom.
Jagiellona ochłonąwszy ze zdziwienia, wskazała stojącego w pośród płomieni Allarabę.
— To on! spali się! — zawołała.
— Precz z ogniem! rozrzucie palące się części. Kapłana wydobyć żywego! — zawołał wielki wezyr.
Żołnierze rzucili się do płonącego namiotu, ażeby wykonać rozkaz.
— Chcesz mu darować życie? — rzekła Jagiellona ponuro do wielkiego wezyra, — chcesz go wyrwać z płomieni?
— Z płomieni, tak, pani! Przeznaczyłem mu co innego! — odpowiedział Kara Mustafa z szatańskim uśmiechem, — chcę go wysłuchać, a następnie wydam wyrok.
Żołnierze hakami i lancami rozerwali drewniane części namiotu i oddalili płomień od miejsca, w którem stał kapłan.
Postawa jego była w tej chwili niewypowiedzianie wspaniała. Biała szata otaczała jego wysoką, imponującą postać. Ogorzała jego twarz z czarną brodą i przenikającemi oczyma, tryskała gniewem, z ust jego wychodziły przekleństwa podniósł ręce do nieba, jak gdyby jego zemsty wzywał na obóz ottomański.
Zeszedł z postumentu. Żołnierze utorowali mu drogę. Z podniesionemi rękami przeszedł pośród zgliszcz.
Wielki wezyr patrzył zdziwiony na kapłana, który z pokorą jak winowajca, ale majestatyczny i gniewny wychodził z płomieni.
— Wszyscy zginiecie! Zguba wasza jest jawną! — mówił kapłan donośnym głosem, — śmierć wam i klątwa! Idą już mściciele, którzy was zniweczą! Zgrzeszyliście przeciwko Kamie! Wasze płomienie zniszczyły jego posąg? Zemsta i kara was dosięgnie i będzie straszną! Drżyjcie przed strasznym sądem, który wisi nad waszymi głowami!
Żołnierze cofnęli się przerażeni.
Wielki wezyr i jego orszak nieruchomi patrzyli na zbliżającego się kapłana.
Tylko Jagiellona patrzyła szyderczo na klnącego i grożącego Allarabę, pogardzającego jego groźbami.
— Czyliż ścierpisz, wielki wezyrze, żeby ten zdrajca przestraszał i przerażał twoich wojowników — rzekła do Kara Mustafy, — oszukaństwem jest wszystko, co on mówi i czyni! Chce złamać odwagę twego wojska!
— Przyprowadzić do mnie kapłana! — rozkazał wielki wezyr rozdrażniony słowami Jagiellony, — każę cię porąbać natychmiast, zdrajco, jeśli z ust twoich wyjdzie jedno jeszcze przekleństwo!
Kilku odważniejszych żołnierzy przyprowadziło Allarabę przed wezyra.
— Tchórzliwy psie! — zawołał wielki wezyr, — chciałeś mnie wydać moim wrogom i ażeby ujść Kary, schowałeś się w posąg Kamy!
— Wielki Kama udzielił mi opieki, — odpowiedział kapłan, — wielki Kama mnie pomści! Lękaj się kary, która wisi nad twoją głową.
— Twoje śmieszne pogróżki nie wstrzymają mnie od ukarania ciebie, zdrajco! — odpowiedział Kara Mustafa z gniewem, — czy zaprzeczysz, że mnie zdradziłeś?