Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/540

Ta strona została przepisana.
542
JAN III SOBIESKI.

— Dotknij mnie, a śmierć twoja i zagłada całego wojska jest pewną! — zawołał Allaraba, — słuchaj proroctwa, którego spełnienie jest tak niezawodnem, jak to, że tam leżą spalone szczątki Kamy! Twój tryumf skończy się! Wołam kary i zagłady na twoją głowę i już zbliża się chwila twojej zguby! Biada tobie i twoim wojskom! Zwycięstwo i sława odwrócą się od ciebie, klęska i popłoch będą ci towarzyszyły!
— Przestań! Twoje słowa odbijają się odemnie! — przerwał wielki wezyr, — schwytać go i związać!
Allaraba wydobył szablę, którą miał przy boku i wstrząsnął nią.
— Kto do mnie przystąpi, zginie! zawołała.
Żołnierze, którzy już chcieli doń przystąpić, cofnęli się.
— Ci tchórze wahają się wykonać rozkaz, — rzekła Jagiellona.
— Kto się poważy mnie tknąć? — zawołał Allaraba, wstrząsając szablą.
Kilku odważniejszych żołnierzy na rozkaz baszy natarło na niego.
Zaczęła się krótka walka.
Krew trysnęła.... szabla Allaraby trafiła jednego z żołnierzy.
W tej chwili jednak udało się kilku innym powalić go na ziemię i skrawioną szablę wyrwać mu z ręki.
— Ocal się teraz, kapłanie, jeśli posiadasz jaką tajemniczą potęgę, — zawołał wielki wezyr.
— Pożałujesz tego, że posłuchałeś niewiernej kobiety, Kara Mustafo! — zawołał kapłan już związany, wstając, — jestem w twej mocy, ale przysięgam, że ci to nie ujdzie bezkarnie.
— Zaprowadźcie go do dwóch więźniów, jego wspólników i niechaj pokaże co umie! Pomóż sobie jeśli potrafisz, — rzekł wielki wezyr, zwracając się raz jeszcze do Allaraby, — zostawiam ci czas, żebyś mógł użyć swej potęgi.
— Sułtan jest twoim panem! Przyjdzie on ukarać cię, gdyż zna tajemne twoje plany, wielki wezyrze! Nie dopiąłeś jeszcze celu i nie dopniesz go bezemnie! — odpowiedział Allaraba drżącym głosem.
Zaprowadźcie go do więźniów! — rozkazał Kara Mustafa.
Basza kazał związanego kapłana zamknąć w klatce dobrze strzeżonej, razem z Assadem i Solimanem.
Kara Mustafa z orszakiem wrócił do swego namiotu. Cała ta scena wywarła na nim głębokie wrażenie.
Był nadzwyczaj wzburzony. Gdy pozostał sam w namiocie, brzmiały mu jeszcze w uszach pogróżki kapłana. I teraz jeszcze miał on wpływ na niego. Słowa Allaraby sprawdzały się tyle razy, a teraz Alląraba go przeklął!
Wielki wezyr zamyślił się ponuro.
Kapłan był w jego mocy, mógł go kazać zabić, ale coby potem mogło spotkać jego samego?
Wszystko jeszcze było w jego ręku! Usłuchał wprawdzie cudzoziemki, lecz czy słusznie uczynił słuchając niewiernej? Jeżeli Allaraba kazał wynosić z namiotu tylko dla spełnienia jakiegoś tajemnego zamiaru? Jeżeli teraz jego proroctwo się spełni?
Przerażające przypuszczenia dręczyły wyobraźnię wielkiego wezyra. Bał się i troskał.
Gdyby słowa kapłaila były prawdziwe?
W końcu jednak w jego umyśle wzięło górę przekonanie, że Allaraba w każdym razie postanowił go zgubić i że był jego najzawziętszym wrogiem.
— Im prędzej się go pozbędę, tem prędzej położę koniec jego nienawiści, — mówił wielki wezyr do siebie, — po-