Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/542

Ta strona została przepisana.
544
JAN III SOBIESKI.

Trzech więźniów, którzy spędzili noc w przeznaczonej dla nich klatce, rozebrano z odzieży, opasano im skóry około bioder i dano każdemu mocny, długi sztylet.
Wiedzieli oni co ich czekało.
Allaraba, który dotychczas był ponury i zamyślony, podał im teraz plan walki.
— Zwyciężymy i ocalimy życie, — rzekł do Assada i Solimana, — jeżeli będziemy działali szybko, zręcznie i odważnie; zwierz musi poledz, bo trzy sztylety są gotowe pchnąć je w oczy albo w piersi! Trafne pchnięcie w jedno z tych miejsc, a tygrys zginie!
Assad i Soliman nie zdawali się wie rzyć w zwycięstwo i byli już zrezygnowani na śmierć.
— Ja znam takie Walki, — mówił Allaraba dalej, — idźcie tylko za moją radą, a tygrys zginie, gdyż przeciw trzem obronić się nie zdoła.
— Czy nie masz jakiego środka, aby tygrysa uczynić niezdolnym do walki, kapłanie? — zapytał Assad.
— Nie mam w tej chwili nic więcej jak wy widzicie przecież, — odpowiedział Allaraba, — możemy tylko liczyć na nasze ostre, długie sztylety. Chociażby tygrys rzucił się na jednego z nas i zaczął walkę, to dwaj inni mają czas zaatakować go z boku lub z tyłu i ranić ciężko. Z tej chwili winni znowu skorzystać nieatakowani, ażeby zwierzęciu zadawać rany śmiertelne. Tym sposobem zginie pod ciosami sztyletów a wyj dziemy zwycięsko i ocalimy życie!
— Jakto, więc sądzisz, że Kara Mu stafa daruje nam życie i puści wolno, jeżeli rzeczywiście zabijemy tygrysa? — zapytał Soliman.
— Taki jest starożytny zwyczaj! — odparł Allaraba.
Kara Mustafa pytać o to nie będzie, — odrzekł Assad, — każe zawołać czarnego kata!
— Nigdy — zapewnił Allaraba, — widzę, że straciliciśe odwagę! Jeżeli tak, to zginiemy! Tylko silną wolą możemy się ocalić! Czy chcecie się dać poszarpać? Czy chcecie, żeby tygrys jednego z nas po drugim darł łapami w kawały? Tak będzie, jeżeli nie będziemy jednomyślni, a ja wam mówię, że zgodne działanie nas ocali!
— Jeżeli tygrys ulubiony wielkiego wezyra zginie od naszych sztyletów, to możemy być pewni śmierci, — rzekł Assad, — zginiemy więc zaraz potem z ręki czarnego kata!
— Widzę, że nie macie odwagi, żeście tchórze! Choćby tak było jak mówicie, powinniśmy bronić się do ostatniego i nie oddawać życia bez walki! — zawołał Allaraba, którego wzrok błyszczał ponuro, — przeklinam to, że wraz z wami muszę stawać do walki z tygrysem! Najnędzniejszy wyrobnik broniłby się!
— Przestań, kapłanie, — rzekł Assad groźnie do Allaraby, do którego i Soliman przyskoczył, — nie waż się lżyć nas, bo nim staniemy do walki z tygrysem, przyjdzie do walki między nami!
— Czy myślicie, że się was boję? Tylko nędzni niewolnicy, a nie baszowie odmawiają swej odwagi, — odparł Allaraba wzgardliwie.
— Czy sądzisz, że ci wolno bezkarnie nas obrażać, Indyaninie? — zawołał Assad z wściekłością, — śmiercią przypłacisz te słowa!
W chwili gdy Assad chciał uderzyć na indyjskiego kapłana, aby go pchnąć sztyletem w pierś, nadbiegli żołnierze, otworzyli drzwi i zatrzymali go.
— Żaden jeszcze z mojego rodu nie ścierpiał podobnej hańby, — mówił As-