Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/544

Ta strona została przepisana.
546
JAN III SOBIESKI.

chwilą widząc przed sobą trzech nieprzyjaciół, stał spokojny.
Następnie tygrys przychylił się ku ziemi, gotując się do morderczego skoku.
Kapłan indyjski nie spuszał go z oczu. Zdawało się w pierwszej chwili, że wzrokiem swym czaruje i ubezwładnia dziką bestyę.
Assad basza postąpił parę kroków naprzód.
— Baczność! — szepnął Allaraba do niego i Solimana.
Zaledwie tygrys spostrzegł postępującego brzegiem klatki Assada, rzucił się na niego i powalił go na ziemię, chiciaż Assad w tej chwili usiłował pchnąć go sztyletem.
Łapa tygrysa przygniotła pierś As sada. Krew popłynęła z rany, a jej widok w większą jeszcze wściekłość wprowadził zwierzę. Drugą łapą tygrys porwał za ramię prawej ręki i poszarpał je straszne.
Soliman basza patrzył przez chwilę na pływającego we krwi Assada i na tygrysa.
Allaraba wyrwał go prędko z osłupienia.
— Naprzód! — zawołał, — właściwa chwila nadeszła!
Zbliżył się z wyciągniętym sztyletem do chciwej krwi bestyi, ażeby ją z tyłu lub z boku zaatakować i jeżeli się uda zabić.
Soliman basza poszedł za nim, znać jednak było po nim, że widok Assada paraliżował jego odwagę.
Kapłan indyjski był nieustraszony. Rzucił się na tygrysa i z okrzykiem wściekłości wbił mu sztylet w kark. Ranione zwierzę zerwało si z przerażającym rykiem, odskoczyło od pierw szej, nieporuszającej się już ofiary i rzu ciło na tego, który je zaczepił.
Potęga wzroku Allaraby na nic się już nie zdała. Ból doprowadzał go do szaleństwa. Rzucił się wściekle na nowego przeciwnika.
Allaraba tak silnie wbił swój sztylet w kark tygrysa, że nóż nie wyszedł już z rany.
— Pchnij go! czas teraz! wołał Allaraba na Solimana.
Soliman widząc wzrastające niebez pieczeństwo, odzyskał odwagę i ze sztyletem rzucił się na tygrysa.
Zaczepka ta jednak mająca odwrócić tygrysa od indyjskiego kapłana, przyszła już za późno.
Soliman basza chybił.
Tygrys z wściekłym rykiem powalił kapłana na ziemię.
Straszny to był widok, gdy wysoki, barczysty Allaraba upadł na wznak i dzikie zwierzę rzuciło się na niego. Napróżno usiłował rękami powstrzymać tygrysa, w którego oczy, pomimo bólu i przerażenia wlepiał wzrok nieustannie. Napróżno wołał do swego towarzysza, zachęcając go do walki... było już zapóżno na jego ocalenie, gdyż z szaloną wściekłością tygrys wbił zęby w jego szyję, a łapami szarpał jego ciało.
Soliman basza cofnął się. Patrzył na wszystkie strony z przerażeniem, szu kając jakiegoś środka ratunku.
Obok niego leżał konający Assad, który już utracił przytomność.
Soliman przyskoczył nagle do drzwi w kracie, chcąc je otworzyć.
— Dosyć ofiar! dość krwi przelano! — zawołał drżącym głosem.
— Więzień ma walczyć! — rzekł rozkazująco wielki wezyr.
Żołnierze warty lancami odpędzili Solimana od drzwi klatki.
W tej chwili tygrys był jeszcze zajęty Allarabą, którego poszarpał tak