Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/546

Ta strona została przepisana.
548
JAN III SOBIESKI.

Nie oszczędzali oni nawet kobiet i dzieci.
A cóż groziło miastu, gdyby zostało szturmem zdobyte? Ani jeden dom nie pozostałby niezawodnie. Wiedeń w tym razie byłby skazany na bezwarunkową zagładę, stałby się ogromną kupą gruzów, na której zamiast krzyża zatkniętoby półksiężyc, ażeby przypominał miejsce, na którem niegdyś było miasto.
Takie obrazy stały przed oczyma posmutniałych obrońców miasta i ich dowódców. Ostatnie środki obrony wyczerpały się. Głód wkroczył do miasta, a za nim zwykły jego orszak nędza i zaraza. Liczba obrońców tak się zmniejszyła, że w razie nowego szturmu nie można było liczyć, że zostanie odparty.
Nawet hrabia Stahremberg, ten nieugięty, silny jak opoka mąż, zaczął ulegać ogólnemu przerażeniu. I on przy chodził do przekonania, że wszystko stracone, jeżeli natychmiast pomoc nie przyjdzie i miasta nie ocali.
Każdodziennie z samego rana udawał się on osobiście na wieżę, aby obejrzeć okolicę.
Zawsze jednak nadzieje jego były zawiedzione. Nie było widać odsieczy.
Do wdowy po księciu Aminowie doszła także wiadomość, że niebezpieczeństwo i rozpacz dosięgły najwyższego stopnia. Nikt lepiej od niej nie znał panującej nędzy, i boleść przejmowała jej duszę, że nic już poradzić nie mogła, bo nawet za pieniądze nic dostać nie było można.
Sassa zaczęła się zastanawiać, co możnaby było uczynić, ażeby zapobiedz grożącemu niebezpieczeństwu i cierpieniom oblężonych położyć koniec.
Był tylko jeden środek ratunku, przybycie króla Sobieskiego i jego sprzymierzeńców. On tylko mógł Wiedeń ocalić.
Posłannicy, których Sassa wysłała ażeby go sprowadzili, wpadli w ręce obiegających, nie była nawet pewną, czy czerwony Sarafan żyje jeszcze. Wezwania i prośby oblężonych nie doszły więc może do Sobieskiego, mógł on nie wiedzieć, że nędza doszła do ostatecznych granic, mógł wahać się jeszcze i oczekiwać posiłków.
Sassa uznała za święty obowiązek uwolnić uciśnionych z tego strasznego położenia. Po śmierci księcia życie jej miało tylko cel jeden, chciała być opiekunką nieszczęśliwych. I jedno tylko miała życzenie, pragnęła ujrzeć Jana Sobieskiego, tego szlachetnego męża, który ją otaczał opieką, gdy była jeszcze ślepą niewolnicą z Sziras. Pragnęła dać mu dowód, że jest wdzięczną, że nie zapomniała jego dobroci. Nie kochała go miłością grzeszną i samolubną, obraz jego był dla jej serca świętością i pragnęła go ujrzeć.
Powzięła zatem bohaterskie postanowienie i nie zwlekała ani chwili z jego wykonaniem.
Pojechała do gmachu rządowego i udała się do hrabiego Stahremberga, który ją powitał z stroskaną twarzą.
Księżna powiedziała mu, że ma do zakomunikowania pewną wiadomość; Hrabia Stahremberg zaprowadził ją do swego pokoju, w którym znajdował się właśnie hrabia Thurn.
Chciał on się oddalić, sądząc, że księżna ma jakąś tajemnicę, ale księżna zatrzymała go.
— Przychodzę tutaj, — rzekła, — ażeby panów zawiadomić o pewnem postanowieniu, które właśnie powzięłam, — rzekła, — i które zaraz muszę wykonać. Nasi posłańcy, jak się zdaje, nie do stali się do króla Sobieskiego, a przecież tylko on może podać pomoc oblężonemu miastu. Gdyby wiedział ile cier-