Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/548

Ta strona została przepisana.
550
JAN III SOBIESKI.

mnie, gdybym chcąc ocalić miasto śmierć poniosła!
Księżna wyszła z pokoju.
Dwaj hrabiowie spojrzeli na nią z niemym podziwem. Słowa, które słyszeli, były słowami bohaterstwa albo rozpaczy.
— Jeżeli kto jeszcze może sprowadzić odsiecz Wiedniowi, to ta szlachetna kobieta! — rzekł hrabia Stahremberg.
Tymczasem Sassa wsiadła do powozu i w towarzystwie tylko jednego służącego i jednej służącej puściła się w niebezpieczną drogę.
Warta otworzyła bramę i przepuściła powóz.
W ciągu kilku godzin miało się wszystko rozstrzygnąć.
Gdy wiadomość o wyjeździe księżnej rozeszła się po mieście, wielkie było narzekanie i boleść. Następnie jednak ogłoszono, że księżna stara się sprowadzić odsiecz, napełniły się więc kościoły mieszkańcami błagającymi Nieba o powodzenie dla jej zamiarów.
Podróż do linij nieprzyjacielskich nie trwała długo.
Wkrótce powóz otoczyli żołnierze tureccy, mający dość wyraźną ochotę zamordować i zrabować księżnę.
Nadjechał jednak oficer i uwolnił księżnę i jej służbę z niebezpieczeństwa.
Sassa zwróciło się do niego z prośbą o przepuszczenie przez linie.
Oficer wzruszył ramionami, oświadczył, że o tem decydować nie może i prosił jej, żeby zaczekała.
Udał się do jednego z podkomendnych dowódców i powtórzył mu prośbę rosyjskiej księżny.
Basza oświadczył, że musi zażądać decyzyi wielkiego wezyra.
Tymczasem godziny upływały, a Sassa z niecierpliwością czekała w powozie wśród nieprzyjacielskiego obozu.
Gdy basza oznajmił wielkiemu wezyrowi, że wdowa po rosyjskim księciu z dwojgiem służących przybyła do obozu, pragnąc opuścić miasto, wielki wezyr oświadczył, że pragnie z carem pozostać w zgodzie i kazał przepuścić księżnę.
Było już blizko wieczoru, gdy basza wreszcie przystąpił do powozu i oznajmił Sassie decyzyę wielkiego wezyra.
Odetchnęła... dopięła celu!
Podziękowawszy baszy za tę wiadomość, Sassa odjechała, w towarzystwie oficera, którego jej dodano, ażeby ją przeprowadził przez obóz.
Powóz jechał powoli pomiędzy przekopami oblężniczemi i musiał dosyć dużo nakładać drogi, omijając fortyfikacye.
Późnym wieczorem dopiero Sassa wyjechała z obozu. Trzeba było jednakże przebyć placówki zewnętrzne, do których oficer musiał dowieść powóz, ażeby go przepuszczono.
Ostatnia przeszkoda została również pokonaną szczęśliwie.
Placówki przepuściły powóz.
Sassa teraz mogła się puścić drogą, którą nadciągali Polacy i sprzymierzeńcy.
Wydała ona rozkaz woźnicy, ażeby zwrócił się w tę stronę i jechał o ile podobna było najprędzej.
Powóz potoczył się szybko drogą prowadzącą koło Kahlenbergu.
Sassa była uszczęśliwiona. Miała ujrzeć Jana Sobieskiego, miała wezwać go do Wiednia, miała ocalić miasto. Była to przejmująca myśl, ożywcza nadzie ja, że biednym, uciśnionym uda się jesz cze przyjść z pomocą i ocaleniem.