konu, jeżeli z całym dworem, z tobą i moimi wezyrami dziś wieczorem opuszczę Stambuł, udając się do obozu. Podróż ta jest konieczna!
Sędziwy szeik-ul-islam spojrzał na sułtana poważnie.
— Jeżeli powód podróży zgodny jest z zakonem, — odpowiedział, — w takim razie sułtan może opuścić stolicę na czas dłuższy.
— Powiem ci powód, wielki mufti. Kara Mustafa, którego podniosłem na stanowisko pierwszego mojego sługi, ob sypałem darami i zaszczytami, jest zdrajcą, który sięga po tron i opiera mi się jawnie! Wyszydza moje rozkazy! Muszę jechać, ażeby go ukarać!
— Powód jest ważny i dostateczny, sułtanie, — odpowiedział naczelnik kościoła mahometańskiego, — możesz przedsięwziąć podróż i jeśli zechcesz, pojadę z tobą, wraz z pewną liczbą mollahiw.
— A jakiż wyrok wydajesz na Kara Mustafę, którego oskarżam o przeniewierstwo i zdradę? — zapytał sułtan.
— Za przeniewierstwo i zdradę karą jest śmierć, sułtanie, ja sam ten wyrok głośno i uroczyście wydam w obozie, gdy przybędziemy na miejsce.
— Opuścimy jeszcze dziś wieczór Stambuł, wielki mufti.
Liczni podwładni głowy kościoła otrzymali natychmiast rozkazy bądź towarzyszenia szejkowi-ul-islam w podróży, bądź obwieszczenia stolicy, że sułtan w sprawach wiary i państwa wy jeżdża.
Krok sułtana, pozyskanie sobie wielkiego muftego i wzięcie go z sobą, był rozsądny i stawiał nagle po jego stronie wszystkich, był rozsądny, gdyż żaden Turek nie poważył się ani wówczas, ani teraz tchnąć świętej jego osoby.
Gdy sułtanka Walida dowiedziała się, że wywoływacze modlitw obwieszczają z minaretów, iż sułtan z wielkim muftim wyjeżdża, radość przepełniła jej ręce. Odzyskała nadzieję.
W seraju, w pałacach wezyrów, w stajniach, wszędzie panował ruch niezwykły.
Siodłano konie dla sułtana i dla wszystkich dostojników.
Niewolnicy, eunuchy, mamelucy z parasolami, wachlarzami z piór pawich, bronią i innemi rzeczami, stali w pogotowiu, aby iść za orszakiem. Straż przyboczna sułtańska stanęła pod bronią.
Świetne przygotowania ukończono i rozwinięto prawdziwie wschodni przepych.
Nad wieczorem tegoż dnia sułtan pożegnał się z żonami i sułtanką matką.
Wbrew zwyczajowi nie brał on w tę podróż ani kobiet, ani kuglarzy i muzykantów. Podróż przez to nabierała szczególnie poważnego charakteru, który obecność wielkiego muftego usprawiedliwiała.
W wielkiem podwórzu seraju zebrali się wezyrowie i dostojnicy.
Gdy sułtan na rosłym, śnieżnej białości koniu, prowadzonym przez czarnych niewolników, wyjeżdżał z seraju, wszyscy padali na kolana przed padyszachem.
Majestatycznie pozdrawiał tłum padyszach, za którym konno jechali wezyrowie, dostojnicy i orszak, oraz niewolnicy i mamelucy.
Pochód zamykała gwardya przyboczna.
Przed wielkim meczetem szejk-ul-islam oczekiwał na koniu padyszacha w gronie mollachów i effendych.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/551
Ta strona została przepisana.
553
JAN III SOBIESKI.