Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/552

Ta strona została przepisana.
554
JAN III SOBIESKI.

Lud z oddalenia przypatrywał się wspaniałemu pochodowi. Szejk-ul-islam pozdrowiwszy sułtana przyłączył się do jego orszaku.
Za pochodem sułtańskim szły konie z namiotami, prowadzone przez czarnych niewolników, ponieważ sułtan w drodze nie nocował nigdy ani miastach, ani we wsiach, tylko zawsze w namiotach. Tegoż zwyczaju trzymał się także wielki mufti.
Przeszło tysiąc osób towarzyszyło dwom władcom, świeckiemu i duchownemu, a cały pochód przedstawiał praw dziwie imponujący widok.
Gdziekolwiek tylko przeciągano, ludność padała na kolana.
Można było zauważyć, jaką potęgę posiadał szejk-ul-islam. Sułtanowi również wszędzie okazywano cześć i poddaństwo.
Ze spokojem zatem sułtan oczekiwał chwili przybycia do obozu. Gdyby nawet ambitnemu wielkiemu wezyrowi udało się zdobyć Wiedeń i pozyskać dla siebie całe wojsko, ukazanie się wielkiego muftego nie mogłoby pozostać bez wpływu. Po wyrzeczeniu przezeń wyroku na Kara Mustafę, żaden Turek nie byłby w stanie oprzeć się wykonaniu kary. Jakkolwiek zatem wielką była potęga wielkiego wezyra, jedno słowo wielkiego muftego mogło go strącić, przekląć i zgubić.
Potęga sułtana wzrosła napowrót. Uczynił on szejkowi-ul-islam ustępstwa, mógł jednak zrobić tę ofiarę, ponieważ przez nią utrzymywał się na tronie.
Po ukaraniu zdradzieckiego i przeniewierczego wielkiego wezyra, niebezpieczeństwo, które wisiało nad jego głową, miało być zupełnie usunięte.

137.
Spotkanie.

Król Sobieski tymczasem ze swoimi pułkami posunął się naprzód. Jego sprzymierzeńcy byli w drodze do Wiednia i posiadali dokładne informacye, jak daleko się rozciągały linie oblężnicze.
Serca Polaków były odwagi pełne. Dowodził nimi Sobieski, dzielny wódz, który nieraz tak świetne zwycięstwa od nosił nad silniejszym wrogiem.
Chwila decydująca zbliżała się z dniem każdym.
Czerwony Sarafan, który pozostawał teraz ciągle w blizkości króla, zmienił się bardzo od czasu, jak się dowiedział, że Jagiellona jest jego matką. Zamknięty w sobie trzymał się zdała od żołnierzy, nie śmiał się tak jak przedtem, nie skakał, zdawał się pracować myślą, często rozmawiał półgłosem sam z sobą. Częstokroć oczy jego błyskały nagle. Przypominał sobie zapewne, że Jagiellona postanowiła śmierć jego, i chciała go oddać w ręce kata. To go czyniło ponurym, trwożliwym i podejrzliwym. Przestał się wdawać w żarciki z żołnierzami, spoważniał.
Sobieski widział to i miał serdeczne współczucie dla biednego Sarafana, z którym go związki krwi łączyły.
— Czy to, co usłyszałeś, tak cię dotknęło, Sefanie, — zapytał go, że zupełnie straciłeś humor? Byłoby to niesłusznem, gdyż kobieta o którą chodzi, nie warta tego. Jest to szatan, który niczego nie kocha, nie szanuje i nie oszczędza! Zapomnij o niej, Sefanie, jak ona zapomniała o tobie, a nawet okrutnie postąpiła z tobą. Nie jej, ale staremu Wołochowi zawdzięczasz życie.