Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/553

Ta strona została przepisana.
555
JAN III SOBIESKI.

Czerwony Sarafan drgnął na te sło wa i ręce jego ścisnęły się kurczowo.
— Ta straszna kobieta myślała tylko, jak cię zgubić, — mówił król dalej, — miałeś zniknąć, zginąć! Korzysta z każdej sposobności, aby cię zgubić. W obozie tureckim cud tylko z rąk jej cię ocalił! Zapomnij o zrbodniarce, która nie ujdzie zasłużonego losu! Niepodobieństwem jest zresztą, żebyś ją kochał!...
— Nie, panie, — odpowiedział czerwony Sarafan po chwili, — ja dwoje tylko ludzi kocham na świecie: ciebie i Sassę.
Sobieski podał mu rękę.
— Nie jesteś już tułaczem opuszczonym, Sefanie! Pozostaniesz przy mnie! A jeśli pobijemy Turków, do czego niech nam Bóg dopomoże, pojedziesz ze mną do Warszawy.
— Do Warszawy? Nie, panie, — odpowiedział czerwony Sarafan, wstrzą sając głową.
— Rozumiem. Warszawa budzi w tobie smutne wspomnienie, Sefanie! Ale każę sobie zbudować pod Warszawą pałac i tam w Wilanowie będziesz miał mieszkanie, które ci się pewno spodoba.
— Nie, panie, dziękuję ci, — odpowiedział czerwony Sarafan, — dobry jesteś dla biednego Sefana, który tak długo tułał się po świecie. Ale gdy powrócisz do Warszawy, muszę znowu pu ścić się w świat. Nie mogę w jednem miejscu pozostawać tak długo! Muszę wędrować!
— Musisz mieć jednak jakieś miejsce, Sefanie, w którembyś miał prawo być i pozostać takie miesjce ja ci przeznaczę! Przyjdzie czas, że ci odejdzie ochota do wiecznej włóczęgi, wtedy przy bywaj do mnie do Wilanowa.
— Patrz, panie... co to jest? Jadą tam jeźdźcy z przedniej straży, i zdaje mi się, że otaczają jakąś karetę, — rzekł czerwony Sarafan, wskazując w oddaleniu ukazującą się wśród kurzawy grupę jeźdźdców.
— Kareta? coby to znaczyło? — rzekł Sobieski.
Kapitan Wychowski, znajdujący się w blizkości króla, pojechał natychmiast naprzód, aby zobaczyć, kogo jeźdźcy z przedniej straży zatrzymali, a król z orszakiem stanął chwilowo.
— Jeżeli się nie mylę, panie, — rzekł czerwony Sarafan do Sobieskiego, — to jest powóz księżnej Sassy, która ubiera się czarno, bo owdowiała.
— Sassy? Ależ mówiłeś mi, że Sassa jest w Wiedniu zamknięta.
— Kto wie, panie, jak się to stało, ale zaraz usłyszysz. Kapitan już dojechał do karety.
Wszyscy z ciekawością oczekiwali, co nastąpi.
Nikt jeszcze nie mógł wyjaśnić, jakim sposobem kareta mogła przejechać przez przednie straże tureckie.
Wychowski, jadący obok karety, zbliżał się. Jeźdźcy z placówki stanowili jak gdyby straż honorową.
Nagle Wychowski podjechał do króla.
— Księżna Aminow, najjaśniejszy panie, nadjeżdża tym powozem, — rzekł.
Król zadziwił się radośnie.
— Sefan miał słuszność! — zawołał, — ma on bystry wzrok... poznał księżnę i jej powóz.
Król poszedł naprzeciwko powozu, który zaraz się zatrzymał. Służący zeskoczył i otworzył drzwi.
Sassa, czarno ubrana, miła i czarurująca, wysiadła i przystąpiła do Jana Sobieskiego, którego teraz po raz pierwszy wzrokiem ujrzeć mogła, gdyż przedtem będąc niewidomą, tylko w wyobraźni tworzyła sobie jego obraz.