Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/554

Ta strona została przepisana.
556
JAN III SOBIESKI.

Teraz ujrzała pięknego, silnego znakomitego męża, którego od dzieciństwa kochała idealną miłością.
Stanęła. Przyjęta wzruszeniem, chciała uklęknąć przed królem. Sobieski przeszkodził temu, ujmując ją za ręce.
— Otóż wizyta równie radosna, jak niespodziewana, księżno, — rzekł, — ale przedewszystkiem przyjm pani zapewnienie mego najgłębszego współczucia po stracie, jaka cię dotknęła. Wiadomość ta sprawiła mi głęboką boleść. Z radością jednak dowiedziałem się, że odzyskałaś wzrok. Tutaj Sefan był twym posłańcem, księżno.
Teraz dopiero Sassa spostrzegła czerwonego Sarafana.
— Sądziłam, że nie dostał się do ciebie, najjaśniejszy panie, — rzekła swym dźwięcznym jak zawsze głosem, obawiałam się, czy nie zginął, dlatego teraz sama puściłam się w drogę do ciebie, najjaśniejszy panie, i udało mi się rzeczywiście przejechać przez szeregi oblegających.
— Niebezpieczna to była podróż, księżno, — rzekł Sobieski, patrząc z radością i współczuciem na byłą niewolnicę, która teraz wyglądała jeszcze piękniej czarująco, niż kiedykolwiek.
— Dawniej nazywałeś mnie Sassą, najjaśniejszy panie, — odpowiedziała Sassa prawie z smutną twarzą, — dotąd jeszcze brzmi w uszach to imię, czy nie raczyłbyś i teraz tak mnie nazywać, aby sercu mojemu dobrodziejstwo wyświadczyć?
— Teraz jesteś kim innym, księżno.
— Dla ciebie, najjaśniejszy panie, pozostanę do śmierci tem, czem byłam, twoją wdzięczną Sassą, — ślepa niewolnica z Sziras szczęśliwą jest, że odzyskała wzrok i może teraz oglądać oblicze swego niegdyś pana i dobroczyńcy! Niech będzie błogosławioną ta chwila! Znalazłam cię, mój królewski panie, udało mi się dostać do ciebie, aby cię wezwać do ciężko uciśniętego miasta, które już dłużej trzymać się nie może, bo głód choroby i nędza obrały siedzibę w jego murach! Dzielni obrońcy po bohatersku się trzymali, ale ich liczba zmniejszyła się i nie są w stanie dłużej opierać się wrogom. Czas jest największy, najjaśniejszy panie, przyjść im na pomoc, ocal nieszczęśliwe miasto! Ty jesteś bohaterem, który uczynić to może, ale nie wahaj się ani chwili, bo wszystko będzie stracone. Z radością narażałam się na wszelkie niebezpieczeństwa, aby pospieszyć do ciebie i wezwać cię: przybywaj, póki czas jeszcze, ocal uciśnionych, głodnych i wynędzniałych! W tobie i twoich sprzymierzeńcach jest ostatnia nadzieja, bo jakiż los czeka miasto, jeżeli ci okrutni, chciwi mordów Turcy, wejdą zwyciężko w jego mury?
— Otóż poznaję moją dawną Sassę! — zawołał Sobieski, — ową Sassę, która chętnie ponosi każdą ofiarę, aby tylko spełnić dobry uczynek.
— Jeżeli wojsko Czarnego Baszy *) uda się dostać w obręb miasta, to ani jeden kościół nie będzie oszczędzony, kamień nie pozostanie na kamieniu, żaden pieniądz, żaden dobytek się nie uchowa. W takim razie zginęliby pod nożami niewiernych nietylko mężczyźni, lecz także zhańbione kobiety i zbeszczeszczone dziewczęta; starców i dzieci braliby na lance i obnosili w tryumfie! Ulituj się, najjaśniejszy panie, ocal nieszczęśliwych!
— Jestem na miejscu, Sasso. Kilka tylko mil dzieli moich walecznych żołnierzy od nieprzyjaciela. Uwolnię i ocalę nieszczęśliwe miasto, przyrzekam ci