Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/559

Ta strona została przepisana.
561
JAN III SOBIESKI.

wi i nie mógł się dostać do przeciwnego brzegu.
Ibrahim skierował swego konia do znajdującego się w największem niebezpieczeństwie sułtana, przypłynął do niego, pochwycił za cugle jego konia i pociągnął za sobą.
Niepodobieństwem było dostać się na prom, który już oddalił się bardzo, i na który konno wydobyć się nie było można.
Basza pociągnął konia sułtana ku poblizkiemu brzegowi i rzeczywiście przybył do niego szczęśliwie.
Tu już koń sułtana utracił siły.
W chwili, gdy Ibrahim wyprowadził sułtana ocalonego na brzeg, koń sułtański utonął i został uniesiony przez fale.
Kilku niewolników i kilka osób z orszaku poniosło także śmierć w tej przygodzie, inni zaś po niejakim czasie przyciągnęli prom do brzegu, na którym sułtan się znajdował.
Sułtan rozkazał przedewszystkiem swojej służbie rozbić namiot. W namiocie rozebrał się, zmienił przemokłe suknie i ukazał się następnie wpośród zaledwie ochłodłych z przestrachu dostojników.
Szejk ul islam wyraził sułtanowi radość wszystkich z powodu szczęśliwego przebycia przezeń niebezpieczeństwa, poczem sułtan skinął na Ibrahima el Szejtana.
— Okazałeś się odważnym i zdeterminowanym Ibrahimie baszo, — rzekł do swego wybawcy, — zasługujesz na swój przydomek, bo nie lękasz się żadnego niebezpieczeństwa. Proś mnie o jaką łaskę!
— Skoro chcesz mi wyświadczyć laskę, najpotężniejszy władco i panie, — odpowiedział basza, — to spełń najdroższe moje życzenie, użyj mnie do wręczenia czerwonego sznurka zarozumiałemu i występnemu wezyrowi Kara Mustafie. Wyślij mnie do niego!
— Czujesz nienawiść do wielkiego wezyra, ale nie zapominaj, że gdy się udasz do niego, będziesz w jego ręku, — rzekł sułtan.
— Daj mi małą eskortę, najpotężniejszy władco, udam się do obozu i przyrzekam ci, że Kara Mustafa nie ujdzie zasłużonej kary. Ręczę za to własną głową: spróbuj poszlij mnie z czerwonym sznurkiem.
— Pozwoliłem ci zażądać czego zechcesz, nie odmawiam więc twojej proś bie, — odpowiedział sułtan, o jednem tylko pamiętaj, Ibrahimie baszo: jeżeli nie dorównasz przebiegłością Kara Mustafie, to przypłacisz to życiem.
— Znam niebezpieczeństwo, na jakie się narażam, najpotężniejszy panie i władco, ale nie lękam się zdrajcy wielkiego wezyra, on mnie się lękać powinien! Przyniosę ci jego głowę na jego własnym złotym półmisku! Kara Mustafa mnie zna, on sam nazwał mnie Szatanem, wie on, że gdy ja przed nim stanę, to jeden z nas dwóch zginąć musi! Jeżeli nie powrócę ze złotym półmiskiem, będziesz mógł sam ukarać zdrajcę, lub zlecić to innemu baszy!
— Mianuję cię moim posłem i rozkazuję, ażebyś z odpowiednim tej godności przepychem udał się eto obozu lub gdziekolwiek zastaniesz Kara Mustafę, — rzekł sułtan, — buńczuki na znak godności twojej niesione będą przed tobą, a silny orszak będzie ci towarzyszył. Przekonałem się, że jesteś zdeterminowany i widzę, że nienawidzisz wielkiego wezyra.
Na twarzy baszy zajaśniał wyraz dzikiego tryumfu.
— Tak, najpotężniejszy panie i władco! — rzekł, — modliłem się co-