Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/560

Ta strona została przepisana.
562
JAN III SOBIESKI.

dziennie, żeby ten przeklęty Kara Mustafa dostał się w moje ręce. Godzina upragniona nadeszła... szczęśliwy jestem... zdrajca, którego twoja karząca ręka ma dosięgnąć jest moim największym wrogiem i dostał mi się wreszcie!
Złowrogą radość widać było we wzroku i rysach baszy. W walce z swym wrogiem odniósł on na koniec zwycięstwo. Szatański uśmiech igrał na jego ustach. Cel jego życia był blizki spełnienia.
— Ażeby cię uważano za mego posła, — mówił sułtan dalej, — dam ci pismo własnoręczne do Kara Mustafy uwierzytelniające i oznajmiające mu jego karę. Przepłyńmy na drugą stronę rzeki, tam rozbiję namioty i dziś jeszcze wieczorem dam ci to pismo, ażebyś mógł spełnić mój rozkaz.
Przeprawiono się powtórnie na promie, tym razem szczęśliwiej niż poprzednio, gdyż wszyscy pozsiadali z koni i dali je do trzymania niewolnikom, ażeby się nie spłoszyły.
Prom przybił szczęśliwie na drugą stronę, a że tymczasem nadszedł wieczór, rozbito więc śpiczaste namioty dla sułtana i jego orszaku.
Ibrahim el Szejtan poczynił przygotowania do wyjazdu. Brał z sobą dwóch Murzynów herkulesowej budowy i kilku służących. Prócz tego postanowił zebrać znaczną liczbę towarzyszów, wszystkich we wspaniałej odzieży, aby podnieśli świetność jego orszaku.
Po ukończeniu tych przygotowań udał się do namiotu sułtana, gdzie już było gotowe przyrzeczone pismo.
Jeden z effendich zaopatrzył to pismo w złoty sznurek i pieczęć cesarską i oddał je baszy wraz z czarną aksamitną torbą zawierającą czerwony sznurek.
Sułtan siedział na sofie.
— Weź pismo i czerwony sznurek, — rzekł — weź z sobą silną eskortę i udaj się do Kara Mustafy! Wiesz jakie masz polecenie, wykonaj je! Basza ucałował kraj szaty sułtana i odszedł zabierając pismo i torbę, które to przedmioty strasznego wroga oddawały w jego ręce!
Jeszcze przed zapadnięciem nocy z licznym orszakiem opuścił obóz cesarski i udał się do Wiednia. Wysłał jednak naprzód dwóch konnych Tatarów, ażeby wyszpiegowali, gdzie wezyr rzeczywiście się znajduje.

139.
Bitwa pod Kahlenbergiem.

Na rozkaz króla polskiego pułki ruszyły.
Gdy przednia straż jeszcze nie doszła na szczyt Kahlenbergu, zatrzymano się, aby dalej idące wojska zbliżyć się mogły.
Tymczasem wysłano oficera z trzydziestu żołnierzami, aby zrekognoskował wzgórze.
Przyniósł on wiadomość, że Turcy zbliżają się.
Na tę wiadomość pośpieszyły wojska zająć górę, ażeby uprzedzić Turków co im się powiodło rzeczywiście.
Sobieski połączył pułki swoje z cesarskiemi i zajął wspólnymi siłami klasztor Kamedułów wraz z kaplicą Leopolda, gdzie ustawiono dwie saskie armaty i jednę cesarską i rozpoczęto ostrzeliwanie nieprzyjaciela.
Pierwsze te strzały armatnie obwieściły oblężonym Wiedeńczykom przybycie wybawców.
Nieszczęśliwi odetchnęli. W kościołach odprawiono modły dziękczynne.