Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/561

Ta strona została przepisana.
563
JAN III SOBIESKI.

Niepodobna do opisania radość panowała na ulicach, i placach. Mieszkańcy ściskali się, płacząc.
Następnej nocy nic więcej nie zaszło, tylko w utarczce, stoczonej dla zabezpieczenia drogi i ustawienia bateryi, młody książę, Eugeniusz Croy, strzałem z zasadzki został śmiertelnie raniony.
Jan Sobieski w nocy przed bitwą znajdował się daleko na prawem skrzydle podczas ciągłego huku armat, a gdy usłyszał, że przeciwko lewemu skrzydłu, pod dowództwem ks. Karola Lotaryngskiego i Jana Jerzego Saskiego, stojącemu w blizkości klasztoru Kamedułów wyruszyło pięćdziesiąt szwadronów jazdy i kilka tysięcy janczarów, na pisawszy list do królowej udał się tam, aby zobaczyć, co zrobić należy, nie domyślając się wcale, że dnia następnego ma nastąpić decydująca bitwa.
Porządek bojowy tak się ułożył, że prawe skrzydło stanowili Polacy, lewe cesarscy, przy których byli Sasi i oddział konny Lubomirskiego. Środek sta nowiły oddziały Bawarów, Franków i Szwabów.
Polakom w liczbie piętnastu tysięcy dodano na żądanie króla cztery pułki niemieckie, na które Sobieski liczył wiele. Oprócz tych znajdowało się tamże pod dowództwem księcia Sasko Luxemburgskiego, hrabiego Duenerwalda Babatty dziesięć innych pułków jazdy cesarskiej i 600 Kroatów.
Wszyscy, opisujący tę bitwę zgadzają się na to, że książę Waldeck dowodził w środku frankońskiemi i szwab skiemi siłami pomocniczemi, tudzież, że elektor bawarski, który poraz pierwszy brał udział w bitwie, zostawał przy nim bez komendy.
Na lewem wreszcie skrzydle książę Lotaryngski dowodził cesarskimi, a prócz niego i elektora saskiego dowodzili tam książęta, Ludwik i Herman Badeńscy, Caprara, Lesly, ks. Solms i inni wyżsi oficerowie.
Rankiem dnia 12 września, gdy całe wojsko chrześcijańskie ukazało się na szczycie Kahlenbergu, widok ten był zarówno radosny i dodający otuchy dla oblężonych, jak straszny dla zbyt zaufanych w swe bezpieczeństwo Turków.
Król Sobieski był zdania, że atak na obóz i fortyfikacye nieprzyjacielskie należy odłożyć do dnia następnego, a tego dnia tylko zejść z pochyłości. Ksią żę Lotaryngski zgodził się na, dlatego, że zeszedłszy z wzgórza, trzeba było każdą piędź ziemi krwią okupywać i tyl ko przy pomocy licznych małych armat można było rozpocząć bitwę.
Prawe skrzydło postanowiono wzmocnić, gdyż od tej strony pole było szersze i dla jazdy nieprzyjacielskiej przystępniejsze.
Podczas tych narad Turcy już stanęli w szyku bojowym i zaczęli posuwać się naprzód.
Wskutek tego król polski i jego sprzymierzeńcy postanowili wyruszyć o ile było można najprędzej, ażeby nie utracić korzyści stoku góry. Król polski przed wyruszeniem przyjął komunię z rąk ojca Marka Avianusa, który mu przytem przepowiedział zwycięstwo.
Następnie król przemówił do wojsk swoich w te słowa:
— Oto wróg ten sam, w którego zwalczeniu postarzeliście się. Nie myślcie, że choć w obcej jesteście ziemi, sprawa ta jest wam obcą. Idąc na odsiecz Wiedniowi, bronicie granic Polski i dobrze się zasłużacie całemu chrześcijaństwu. Wezwani jesteście na świętą wojnę, w której nawet porażka jest zaszczytem. Każdy, kto w tej walce udział bierze, jakkolwiekby wypadła, dostępuje zaszczytu! Macie walczyć za