Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/565

Ta strona została przepisana.
567
JAN III SOBIESKI.

król opowiedział, iż nie wie, czem teraz wojować będą. Bydła, zboża, zapasów żywności znalazło się tyle, iż nietylke wystarczały ma potrzebę, ale nawet na zbytek. W obozie tureckim opływano w dostatkach, podczas gdy nieszczęśliwi oblężeńcy głodem byli dręczeni.
Żołnierze zwycięskiego wojska zdo byli złoto, srebro, klejnoty, kosztowną broń, materye i inne przedmioty. Wielki skarbiec, który Kara Mustafa woził z sobą, nie znalazł się jednakże, może dlatego, że wielki wezyr sam go zawczasu zabezpieczył, albo że go rabujący żoł nierze rozchwytali.
Nazajutrz król Sobieski w towarzy stwie księcia Lotaryngskiego, elektorów saskiego i bawarskiego, oraz innych książąt obejrzał roboty oblężnicze i podziwiał ich doskonałość. Zdaniem jego, miasto, pomimo całej waleczności obrońców, byłoby musiało uledz, nie miał też słów dostatecznych na wyrażenie uznania dla hrabiego Stahremberga i oblężonych.
Następnie król i elektor bawarski udali się do miasta bramą, służącą do wycieczek. Lud z zapałem witał wybawcę, przed którym niesiono wielką chorągiew z złotem tkaniny i dwa buńczuki, to jest wielkie u góry pozłacane kije z końskiemi ogonami, znalezione w namiocie wielkiego wezyra.
Jan Sobieski, oswobodziciel uciśnionej stolicy, która teraz lżej odetchnęła, pojechał do kościoła Augustyanów, i w kaplicy loretańskiej padł przed ołtarzem Maryi na kolana, i sam zaintonował hymn świętego Ambrożego: Te Deum laudamus.
Następnie przejechał przez miasto, ciesząc się pokłonami i okrzykami ludu, który się cisnął do niego, całował jego strzemiona, ręce, nogi i szaty, głośno wyrażając swą radość.
Potem król udał się do kościoła św. Szczepana, gdzie z księciem Lotaryngskim i hrabią Stahrembergiem wysłuchał mszy świętej. Ksiądź Marek Avianus miał kazanie z tekstu Pisma Świętego:
“I był człowiek posłany od Boga, któremu imię było Jan.”
Po obiedzie u hrabiego Stahremberga i długiej rozmowie z tłumaczem cesarskim, Franciszkiem Mesquien-Minińskim, król pożegnał się z elektorem bawarskim i innymi książętami i odjechał przy odgłosie salw armatnich do obozu, i zauważył, że cześć i dziękczynienia oswobodzonej ze strasznego ucisku ludności ściągały nań niechęć lub przynajmniej niezadowolenie niektórych oficerów i urzędników.
Cesarz kazał mu powiedzieć, że przybędzie wkrótce. Sobieski zauważył jednak, że Leopold był niezdecydowany we względzie etykiety, jaką miał zachować jako cesarz rzymski względem elek cyjnego króla. Król polski pragnął cesarzowi oszczędzić tego kłopotu, i dla tego nie bawiąc dłużej w mieście, odjechał do obozu do swoich i w nocy z dnia 13 na 14 września z namiotu wielkiego wezyra, który jako zwycięzca uważał za najgodniejsze siebie miejsce pobytu, napisał ów list do królowej, którego istnieje tak wiele, często przeistoczonych wydań.
Listu tego powtarzać tu nie będziemy dla nie rozszerzenia dzieła.
Następnego dnia król ze swą armią udał się do Szwechatu, aby uniknąć nieznośnych i szkodliwych wyziewów z wielkiej liczby niepogrzebanych. jeszcze trupów. Wielka liczba trupów pochodziła nietylko z ofiar bitwy, ale także z morderstw dokonywanych na chrześcijańskich jeńcach, których Tur-