Opowiedziawszy wiernie wypadki pamiętnej wojny, powróćmy do dalszego ciągu naszego opowiadania.
Gdy Kara Mustafa w nocy przed bitwą pod Kahlenbergiem spał w swoim namiocie, ujrzał we śnie, tak jak niegdyś w domu indyjskiego kapłana, głowę pływającą we krwi na półmisku, a gdy przyjrzał się jej bliżej, przekonał się, że to była jego własna głowa.
Zerwał się ze swego łoża przestraszony. Gdy się obudził, widział straszny obraz przed sobą.
Nareszcie dostało się doń światło poranku i straszny obraz znikł.
Wielki wezyr ujrzawszy słońce, roześmiał się ze swego snu i przestrachu i kazał natychmiast ruszać do ataku. Nie wątpił ani na chwilę, że uda mu się zniweczyć małe wojsko nieprzyjacielskie.
Lękał się tylko wycieczki sprzymierzonych i dlatego, jak już widzieliśmy, kazał przypuszczać ciągłe szturmy do miasta.
Gdy walka się zaczęła i zagrzmiały działa, Jagiellona opuściła swój namiot. Tak ona jak kanclerz Pac, który przy niej, byli przekonani, że Turcy zwyciężą.
W obozie nie było żadnego punktu, z którego możnaby było widzieć dokładnie całe pole bitwy.
Gdy zatem po kilku godzinach wrzawa walki, huk strzałów zbliżać się zaczęły do obozu, kanclerz oddalił się, ażeby otrzymać wyjaśnienie co do przebiegu bitwy, a tymczasem Jagiellona pozostała w bliskości namiotu oczekując go niecierpliwie.
Nagle nadbiegł jeden z jej służby.
— Pani, — zawołał, — jeźdźcy tureccy ciekają! Pędzą tu do obozu wśród kurzawy i dymu!
— Oszalałeś, głupcze! — rzekła Jagiellona niechętnie, — precz z moich oczu! Przynieś mi lepsze wiadomości! Czyliż jeźdźcy wielkiego wezyra mogą uciekać?
Sługa nie miał odwagi powtórzyć słów swoich i odszedł.
Wrzawa walki zbliżała się coraz bardziej. Co to znaczyło? Niepokój przejmował Jagiellonę.
Nareszcie ujrzała szybko nadjeżdżającego Paca.
— Uchodź pani! — rzekł do niej ponuro, — uchodź! Nie ma chwili do stracenia! Sprzymierzeni zwyciężają! Wojska wielkiego wezyra pobite!
— Gdzież Kara Mustafa? — zapytała Jagiellona.
— Przegrał bitwę i musi uciekać! Nie widzę go! Czy nie powróci do namiotów?
— Tego już uczynić nie może! Jeżeli chce ocalić część swego wojska i uniknąć niewoli, musi uchodzić tak szybko, że tu przybyć nie może!
— A więc pobity.... wstyd i hańba temu wojsku, które miałam za niezwyciężone! — rzekła z gniewem Jagiellona.
— Do widzienia, pani! I ja opuszczam obóz! Uchodź pani, póki czas jeszcze! — zawołał Pac, odjeżdżając.
Straszna wrzawa niesłychany zamęt powstał przy oblegających, ponieważ wojska przeznaczone do szturmowania Wiednia w dzikim pospiechu uchodziły. Nie było czasu nic zabierać. Jezdni i piesi w niepodobnem do opisania zamieszania uchodzili, byle tylko życie ocalić. W chaosie ani o porządku ani o ludzkości nie było mowy. Ucho-