Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/569

Ta strona została przepisana.
571
JAN III SOBIESKI.

dzący jeźdźcy nie zważali na pieszych żołnierzy i wielu stratowali uciekając.
Służba Jagiellony sprowadziła dla niej szybko konie i powóz.
Nie było chwili do stracenia.
Jagiellona wsiadła do pozowu. Jezdni słudzy jechali naprzód. Mieli oni tylko jedną myśl, ocalić życie i niewiele się troszczyli o swoją panią. Szło im głównie o ich własną ucieczkę.
Woźnica popędzał konie. W szalonym pospiechu powóz wojewodziny opuszczał obóz, do którego się już zbliżyli zwycięzcy Polacy. Gdyby Jagiellona wpadła w ich ręce, byłaby zgubioną.
Powóz zamieszał się w ciżbę uciekających Turków.
Zamęt dosięgał najwyższego stopnia.
Wszyscy starali się opuścić linie oblężnicze i dostać się na wolną drogę.
Nagle dostrzegł woźnica, gdy tłum się rozszedł, że dojechał do głębokiego i szerokiego przekopu, w którym roili się jeszcze spłoszeni Turcy.
Powóz musiał nadkładać drogi.
Jagiellona otworzyła drzwiczki, ażeby zobaczyć, co się działo i zauważyła z gniewem, że dalej jechać niepodobna.
Wołała swych służących.... daremnie! Nie słuchali jej! Uciekli!
Woźnica popędzał konia i jechał jak można było najprędzej wzdłuż przekopu, ażeby przybyć na wolne miejsce, gdy nagle z głośnym okrzykiem zwycięstwa dostał się do obozu mały oddział jeźdźców polskich.
W chwilę potem powóz Jagiellony był otoczony.
Pochwycili oni konie popędzane przez woźnicę za cugle.
— Czego chcecie? — zawołał na nich woźnica, — czy nie widziecie, że jestem Polak, tak jak wy? Jeźdźcy zawahali się.
— Precz ztąd! — krzyknęła Jagiellona, otwierając drzwi powozu i ukazując się, — jak śmiecie mnie zatrzymywać! Ścigajcie zbiegów tureckich, nie wdowę po polskim wojewodzie.
Słowa te uczyniły na jeźdźcach wrażenie. Nie znali oni wprawdzie Jagiellony, ale jej mowa i powóz świadczyły, że była Polką, cofnęli się zatem.
Jagiellona tryumfowała.
Straszne niebezpieczeństwo przeminęło.
Woźnica popędził dzielnie konie. Powóz prędko opuścił obóz.
W oddaleniu widać było wyraźnie bandy uchodzących Turków, piechoty, jeźdźców, janczarów. Należało unikać niebezpieczeństwa, jakie groziło, gdyby powóz spostrzegli Polacy, woźnica zatem starał się dostać na drogę prowadzącą do poblizkiego lasku. Wieczór nadchodził, a w ciemności nocy ucieczka nie była trudną.
Kilka chwil jeszcze, a niebezpieczeństwo miało przeminąć zupełnie, gdyż tylko w oddaleniu było widać pewną liczbę polskich jeźdźców, walczących z tureckimi, którzy zasłaniali odwrót.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa klęska Turków była tak zupełną, że ledwie szczątki armii ocalić mogli.
Wielkiego wezyra w tej stronie błonia zajętego przez uchodzących Turków widać nie było, ponieważ Kara Mustafa nie czekał ostatniej chwili i gdy poznał, że bitwa jest przegrana, postanowił przynajmniej ocalić życie i chociaż przynajmniej część wojska uratować.
Jagiellona sądziła, że już jest bezpieczną, wkrótce bowiem miała doścignąć uchodzących, gdy nagle z poblizkiego gaju wypadł oddział polskich jeźdźców i uderzył z nadzwyczajną