Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/572

Ta strona została przepisana.
574
JAN III SOBIESKI.

Kara Mustafa wiedział komu wyłącznie winien przypisywać swoich planów, ztąd niewygasła nienawiść wrzała w jego duszy przeciw Sobieskiemu.
Dopóki Sobieski żył, Kara Mustafa nie mógł marzyć o zwycięstwie, bo trwoga przejmowała jego żołnierzy na samo imię króla polskiego.
— Gdyby Sobieski zginął! gdyby upadł! — myślał Kara Mustafa.
W tej chwili do wielkiego wezyra, jadącego podczas nocy drogą wojskową z orszakiem, zbliżył się jeździec.
Kara Mustafa spojrzał nań ponuro i podejrzliwie.
Poznał kanclerza Paca.
— I tobie zatem powiodło się uciec kanclerzu, — rzekł wielki wezyr, — jedz ze mną. Mam ci powiedzieć coś takiego, czego nikt więcej słyszeć nie powinien.
Orszak wielkiego wezyra pozostał nieco w tyle.
— Z trudem uszedłem śmierci lub niewoli, — odrzekł Pac.
— A wojewodzina?
— Nie widziałem jej jeszcze. Lękam się, czy jej nie spotkało jakie nieszczęście. Był to fatalny dzień dla ciebie i dla nas, wielki baszo! Ja nigdy tego nie zapomnę, że twój wróg najzaciętszy odniósł tryumf!
— Wiem, że nienawidzisz Sobieskiego, kanclerzu... i ja także nienawidzę go!... Lecz czyliż nie ma sposobu pozbyć się go?
— Ja także myślę nad tem, dostojny baszo! Gdyby Sobieskiego udało się usunąć, znikłaby najważniejsza przeszkoda, — odpowiedział kanclerz, — gdy padnie Sobieski, możesz liczyć na nowe zwycięstwa, bo jego wojsko niczem jest bez niego!
— Masz słuszność kanclerzu, a skoro coś uznajemy za słuszne, to i zrobić winniśmy! Czy masz jakich przyjaciół lub stronników pod ręką?
— Bardzo niewielu, a i ci po świeżem zwycięstwie zwrócą się do niego. Sukces wszystko stanowi, dostojny baszo!
— A sam nie masz odwagi uczynić zadość swej nienawiści?
— Na co się zda odwaga, gdy sposobności nie ma. Nie zapominaj wezyrze, że jestem banitą i nie mogę się zbliżyć do Sobieskiego.
— Dla czego nie? Czyż nie można się przebrać? Zbliż się do niego w przebraniu. Staraj się dostać do jego namiotu i przeszyj mu pierś sztyletem. Uwolnisz mnie i siebie od niego.
— To rzecz niebezpieczna, — szepnął Pac.
— Nienawiść twoja nie jest dość silna, skoro się wahasz, kanclerzu! Ja na twem miejscu znalazłbym do niego drogę!
— Nie możesz wątpić o mej nienawiści, wezyrze!
— Mam tu ubranie rotmistrza polskiego, kanclerzu. Miał mi ten kostium służyć do ucieczki w razie niebezpieczeństwa. Przebierz się w te suknie, kanclerzu, a nikt cię nie pozna. Będziesz mógł dostać się do obozu, zakraść się w nocy do namiotu króla, a wtedy...
— Wtedy już po nim! — rzekł Pac ze złowrogiem spojrzeniem.
— Liczę na twą odwagę! Sam sobie przez to wyświadczysz największą przysługę, gdyż po śmierci Sobieskiego będziez mógł wrócić do Polski i odzyskasz swoje dobra! Nie wahaj się! Im prędzej będziesz działał, tem pewniejsze jest powodzenie.
— Przysięgam ci, wezyrze, że przedsięwezmę tę próbę, chociaż mogę przypłacić to życiem, jeśli się wyda, — rzekł kanclerz Pac, — nie sądź, że mi