Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/578

Ta strona została przepisana.
580
JAN III SOBIESKI.

Szczególny niepokój owładnął Kara Mustafę, gdy usłyszał, że wysłannikiem tym jest jeden z najzaciętszych jego wrogów, Ibrahim el Szejtan. Nie chciał przypuścić, żeby istotnie mogło mu co grozić, ponieważ był panem fortecy i naczelnym wodzem wojsk.
Namyślał się czy nie odmówić przy jęcia wysłannikowi, zdecydował się jednak przyjąć Ibrahima i dopiero postąpić stosownie.
Ale godziny upływały a Ibrahim nie przybywał.
Kara Mustafa posłał do niego, prosząc go do siebie.
Ibrahim Szejtan odpowiedział szyderczo:
— Powiedz twemu panu, że i tak przybędę prędzej niżby mógł pragnąć.
Tymczasem wysłannik sułtański przyjmował u siebie dowódców wojsk i układał się z nimi potajemnie.
Wszyscy o tem wiedzieli, prócz wielkiego wezyra, który ciągle liczył na przywiązanie swoich pułków, gdy te wskutek strat poniesionych straciły ufność do niego.
I dowódcę janczarów przyjął także Ibrahim el Szejtan i rozmawiał z nim. Starał się on przedewszystkiem zbadać usposobienie najważniejszych osób i zapewnić je sobie, gdy tymczasem Kara Mustafa ciągle czuł się bezpiecznym.
Nagle dowiedział się i on, że wysłannik sułtana ma dość licznych stronników pomiędzy dowódcami wojska.
Ta wiadomość wywarła na nim niepodobne do opisania wrażenie. Czuł nagle, że klęski zniechęciły do niego armię, gdy w zarozumiałości swojej poprzednio nie przypuszczał tego nawet.
Przeląkł się zatem i rozgniewał, a przestrach i gniew wzrastały z każdą chwilą.
Słońce już miało się ku zachodowi, gdy Ibrahim w uroczystej odzieży wybrał się do wielkiego wezyra.
Kara Mustafa otoczony był swymi podwładnymi baszami, wielu oficerów jednakże wprost przyłączyło się do orszaku wysłannika sułtańskiego.
Wielki wezyr przed tem posłuchaniem kazał swemu lekarzowi przybocznemu genueńczykowi Cruvelemu przygotować napój uspakajający, który chci wie wypił.
Po złożeniu zimno ceremonialnego ukłonu Ibrahim el Szejtan w obecności wszystkich oddał naczelnemu wodzowi pismo sułtana.
Kara Mustafa stał wprawdzie dum ny i nieugięty, ale był blady i czuł straszne niebezpieczeństwo, jakie mu groziło. Żałował, że zbyt ufał swemu bezpieczeństwu. Poznał, że Ibrahim basza ma teraz przewagę i że zapóźno już było użyć przeciw niemu przemocy.
Wziął pismo sułtana, ucałował pieczęć i rozciął sztyletem związujący je sznurek.
Pismo zawierało tylko następne wyrazy: “Nie odpowiedziałeś naszemu zaufaniu, masz więc to, co ci się należy!”
W tej chwili przystąpił do wezyra Ibrahim i wyjąwszy z aksamitnej torby czerwony jedwabny sznurek, podał go z szatańskim wyrazem twarzy znienawidzonemu współzawodnikowi.
Kara Mustafa drgnął na widok twa rzy Ibrahima i sznurka. Śmiertelna bladość powlekła jego twarz, kurczowo sięgnął do rękojeści swojej szabli i dobył ją z pochwy.
Zdawało mu się, że z bronią w ręku oprze się strasznemu wyrokowi, który go oddawał w ręce kata.
Gdy jednak gorączkowo pałającemi oczyma spojrzał pytająco i wyzywa-