Za kwadrans miało się rozwidnić zupełnie.
Walka trwała jeszcze bez przerwy.
Obie strony walczyły z pogardą śmierci. Polska strona, słabsza liczebnie brak sił materyalnych zastępowała dzielnością.
Świtający poranek nie rozstrzygnął jeszcze zwycięstwa. Janowi Sobieskiemu pierwszemu jednak udało się w towarzystwie brata tak dzielnie natrzeć na nieprzyjaciół, że ci zaczęli się chwiać.
Nie tracąc chwili czasu i nie wątpiąc już o zwycięstwie Jan Sobieski nacierał dalej, na chwilę zostawiając po za sobą swego brata Marka.
Wtedy dało się słyszeć z tyku kilka wystrzałów, kilku jeźdźców, dało ognia do nieprzyjacielskiego dowódzcy.
Mogło to rozstrzygnąć walkę; wiadomo bowiem, jaki wpływ wywiera na walczące wojsko utrata wodza.
Z okrzykiem zwycięstwa spiął Jan Sobieski konia i puścił się w ciżbę cofających się nieprzyjaciół.
W tej samej chwili Marek, brat jego trafiony kulą spadł z konia.
Zamęt walki i pośpiech, z jakim nacierał na nieprzyjaciela, nie pozwalał Janowi Sobieskiemu widzieć katastrofy, jaka spotkała jego brata. Koń ranionego uczuwszy się uwolnionym od jeźdźca, odskoczył gawłtownie i Marek pozostał pomiędzy zabitymi i umierającymi, skazany na śmierć na polu walki, gdyż inni jeźdźcy konno przejeżdżali przez niego.
Czyż podobna w zamęcie walki pamiętać o bezpieczeństwie nawet najbliższych i najdroższych?
Szwedzi powoli ustępować zaczynali.
Polska piechota, która już niespodziewała się zwycięstwa, odzyskała straconą chwilowo odwagę i z głośnym okrzykiem uderzyła na nieprzyjaciela.
Szwedzi jednakże nie uciekali. Bronili się jeszcze i niejeden dzielny zapaśnik polskich szeregów przypłacił życiem tę obronę.
Wojsko szwedzkie cofnęło się na zajmowane przed bitwą stanowisko.
Bitwa skończyła się.
Po obu stronach straty były tak znaczne, że zwycięzcy nie mogli o ściganiu pokonanego nieprzyjaciela myśleć.
Równina, na której toczyła się walka, była pokryta zabitymi i rannymi
Wojska polskie znużone bitwą cofnęły się do obozu i nim przystąpiły do pochowania poległych, musiało wypocząć, pozostawiając obserwowanie nieprzyjaciela kilku mniejszym oddziałom.
Szwedzi zatem uznali za właściwe zwinąć swój obóz i rozbić go nieco dalej w odpowiedniejszem miejscu.
Marek Sobieski leżał pomiędzy zabitymi i rannymi.
Brat jego Jan spostrzegł natychmiast, że go nie było i szukał go po bitwie.
Nie udało mu się jednakże go odnaleźć.
Dzień bitwy miał się ku schyłkowi.
Ciemność zaległa pole walki.
Ponura cisza nastąpiła po wrzawie bojowej. W niektórych punktach obszernej równiny żołnierze byli zajęci